Forum forum anglistow Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Filmowe Dysputy Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
malwa
Filolog



Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 220 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Wto 13:31, 27 Paź 2009 Powrót do góry

dopiero niedawno zabrałam się za Inglourious Basterds i zgadzam się z Doktorkiem w 100%, Tarantino w swojej najlepszej formie prayer muszę chyba odświeżyć sobie spaghetti westerny, bo ostatni raz oglądałam któryś z 10 lat temu Razz wracając do Basterdsów, postać Hansa Landy to istny majstersztyk. Najbardziej charakterystyczna z całego filmu i najlepsza spośród filmów Tarantino, które do tej pory obejrzałam (Pulp Fiction, Kill Bill, Inglourious Basterds).
Doktorku, Twoja recenzja filmu jest świetna i w pełni oddaje jego klimat. Nie więc będę dodawać więcej od siebie, żeby niczego nie popsuć Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez malwa dnia Wto 13:33, 27 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Pią 23:32, 30 Paź 2009 Powrót do góry

Recenzja jak recenzja, za to film jaki zajebisty Wink
Anyway, dzięki za komplement Smile. Trochę umiera mój ulubiony temat na forum więc dwie recki ode mnie. I będzie więcej, może zawiąże się jakaś dyskusja Razz


FORMUŁA (THE 51st STATE, 2001)

Powiem szczerze, że spodziewałem się więcej po tym filmie. I to głównie za sprawą obsady. Samuel L. Jackson i Robert Carlyle („28 tygodni później”, „Goło i wesoło” i, przede wszystkim, fenomenalny jako Begbie z „Trainspotting”) to jedni z moich ulubionych aktorów, którzy powinni zapewnić produkcję wysokich lotów, taką, która wgryza się w pamięć i zostaje tam na dłużej. Niestety „Formuła” jest niczym więcej jak tylko sprawnie zrealizowaną rozrywką.
McElroy (czarny) to chemiczny geniusz, który wynalazł narkotyk mający zrewolucjonizować rynek. Po wydymaniu swojego szefa (Meat Loaf) szuka kontrahentów na swój towar w UK. W Liverpoolu ma go odebrać z lotniska DeSouza (biały), angol, kibic miejscowych, skupiony jedynie na zdobyciu biletów na najbliższy mecz z Man U. Los sprawi, że obaj bohaterowie zabawią dłużej niż było to planowane, bowiem szef McElroya nieszczególnie lubi być dymany i tak łatwo nie odpuści. Wink
Film należy do gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych. Jest sporo akcji, dużo czarnego humoru, pasującej muzyki, wyluzowanego aktorstwa i mnóstwo, wypowiadanych w angielskim lub amerykańskim języku, „fucków” i „twatów, tudzież „bollocksów”. Razz Fabuła kuleje, ale dynamiczny styl opowiadania historii pomoże nam przebrnąć bezboleśnie do końca, raczej nie pozwalając na nudę. Po seansie jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że to już gdzieś było. Nie będę jednak narzekał bo przeciętność „Formuły” wynagrodzi nam, oprócz wyżej wspomnianych zalet, kilka świetnych scen, np. ta w której DeSouza odwiedza pub kibiców Manchesteru. Smile

Ocena: 7/10

KOMANDO (COMMANDO, 1985)

Postanowiłem ostatnio przypomnieć sobie film, który oglądałem dawno temu, jeszcze za czasów chłystka. Żadnego nowego z Arniem w roli głównej nie uświadczymy (chyba że spot wyborczy), dlatego pozostało nam oglądać te już nakręcone.
Umówmy się, Arnold świetnym aktorem nigdy nie był, czasami wręcz, szczególnie na początku kariery, grał jak kłoda drewna, ale był charakterystyczny i wystąpił w tylu kultowych produkcjach, że pozostaje nam tylko przyklasnąć. „Commando” jest jedną z nich.
Fabuła filmu jest prosta jak konstrukcja cepa. Emerytowany komandos John Matrix prowadzi spokojny żywot ze swoją ukochaną córeczką gdzieś w górach. Idylla zostaje zakłócona gdy stary wróg Matrixa porywa mu córkę i zmusza do wykonania brudnej roboty gdzieś w Ameryce Południowej. Arnie, rzecz jasna, nie daje się tak łatwo, udaje mu się wydostać z lecącego już samolotu (bez kitu, co za scena Very Happy) i odtąd jego jedynym celem jest odzyskanie córki i zemsta na porywaczach.
Uśmiech maluje się nam na twarzy kiedy Arnie, z niewzruszoną miną twardziela i coolerskimi tekstami, pozbywa się kolejnych wrogów. A gdy, pod koniec, walczy sam z regularną armią i nie odnosi żadnych poważniejszych ran (nawet od wybuchu granatu obok Very Happy) śmiejemy się głośno i szczerze.
Ech, takie to były czasy. Cudowne lata 80-te, pełne kiczu i przesady do bólu. Smile „Commando” trochę śmieszy swoją naiwnością, ale jak na tamte czasy to był hicior i w sumie trochę szkoda, że już takich filmów nie robią. Zasłużenie film ma dziś status kultowego. Heh, pamiętam, że za młodu zastanawiano się z przymrużeniem oka, kto jest większym twardzielem – Schwarzenegger czy Stalone Wink Arnie dał sobie na wstrzymanie, Sly jeszcze wierzga, a nam pozostaje oglądanie ich wczesnych popisów, w stylu „Commando” właśnie.
Obiektywnie film nie zasługuje na wyższą ocenę niż 7, ale ze względu na sentyment i Arnolda daję mu dodatkowego plusa. Smile

Ocena: 7,5/10


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agropol
Moderator



Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 1398 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dydybongidągidydągi

PostWysłany: Nie 21:37, 01 Lis 2009 Powrót do góry

Trochę ciekawych propozycji się pojawiło podczas mojej "śmierci", więc należałoby sprawdzić, czy to co piszecie, to nie jakieś krytykanckie bujdy na resorach.
Parę rzeczy chciałem dodać od siebie.
Wstyd i hańba, spalcie mnie żywcem na stosie, ale nie widziałem jeszcze Inglouuououriouous prlllll coś tam (po chuj tak nazwę udziwniać?), czyli Bękartów. Do kina już za późno, więc trzeba czekać na dobrą wersję w wirtualnej wypożyczalni dvd, ale po opiniach waszych i niewaszych, mniemam, że film wyborny. Cóż, tego się spodziewałem.
W międzyczasie widziałem Awaydays i rzeczywiście, fajny sentyment o tamtych dobrych czasach (ang. good ol' times) przy podkładzie Joy Division czy The Cure. Polecam.
Buszmen, piszesz o tym pojedynku kinowych twardzieli. Ja bym do tej dwójki dorzucił jeszcze Dolpha Lundgrena i Żanklodawandama. Też parę armii chłopaki wykosili i kul na klatę przyjęcli Wink
Następnym razem walnę jakąś pseudorecenzję Revolvera w reżyserii Guya Ritchiego, bo podniecił mnie ten film interektualnie niezmiernie i długo mi zajęła intelektualna masturbacja, by zrozumieć ten jakże oryginalny produkt w repertuarze mistrza Ritchiego. Jednym słowem, będziesiędziało.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
soczek
Filolog



Dołączył: 12 Lut 2008
Posty: 148 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znienacka

PostWysłany: Wto 18:40, 03 Lis 2009
PRZENIESIONY
Wto 19:44, 03 Lis 2009
Powrót do góry

Przenoszę w odpowiedni temat:

soczek napisał:
Cytat:
@agro - polecam genialny serial Jeeves and Wooster, z absolutnie przewspaniałym Stephenem Fry'em
samo intro już powinno Cię wczuć w klimat
http://www.youtube.com/watch?v=78BS_7lKgJw


agro napisał:
Cytat:
Jeżeli występuje w nim Hugh Laurie to na pewno jest godny sprawdzenia Wink



akurat Laurie daje tam swój typowy popis gry aktorskiej sprzed ery nowożytnej - czytaj: gra i ma non stop minę zdziwionego idioty


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agropol
Moderator



Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 1398 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dydybongidągidydągi

PostWysłany: Wto 19:39, 03 Lis 2009
PRZENIESIONY
Wto 19:47, 03 Lis 2009
Powrót do góry

soczek napisał:
akurat Laurie daje tam swój typowy popis gry aktorskiej sprzed ery nowożytnej - czytaj: gra i ma non stop minę zdziwionego idioty

co było genialne w "Czarnej Żmii". Idealnie pasował do tego serialu i u boku Atkinsona roznosili moje poczucie humoru w pył, a raczej angielską flegmę. Swoją drogą, każdy, kto lubi Pythonów, musi spróbować łyknąć Czarną Żmiję, bo momentami dialogi przechodziły pojęcie absurdu, a spiski knute przez tytułowego Żmiję należałoby wpisać do kanonu wichrzycieli Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Wto 20:15, 03 Lis 2009 Powrót do góry

Na temat "Revolvera" już Ci parę słów rzekłem. Mało konkretów, dużo pseudofilozoficznego pieprzenia, które może i fajnie brzmi, ale nic nie wnosi. Gra Liotty za to mi się podobała. Dobrze, że Ritchie powrócił do tego co robi najlepiej w "RockNRolla".
A ja Pythonów uwielbiam, a do "Czarnej Żmii" się nie potrafiłem przekonać. Obejrzałem parę odcinków, nie spodobały mi się i tak moja przygoda z tym serialem się skończyła. Widocznie nie ma zasady dla "angielskiego humoru" Razz

OSADA (THE VILLAGE, 2004)

Film ma już parę lat, ale nigdy nie dane było go mi obejrzeć. Leciał jakiś czasu temu w TVP więc okazja sama mnie znalazła Smile M. Nighta Shyamalana lubię, ale dość specyficzny i chimeryczny to twórca. "Szósty zmysł", dzięki któremu wypłynął na szerokie wody Hollywoodu, chyba każdego zwalił z nóg. Następnego "Niezniszczalnego", choć nie wszystkim pewnie się podobał, oglądałem kilka razy, świetny klimat, fabuła i gra aktorska. Kolejne "Znaki" mnie szczególnie nie zachwyciły, podobnie jest z "Osadą". Ciekawe czy ostatni film Nighta, "Zdarzenie" ma w sobie więcej mocy. Póki co czeka na obejrzenie. (Ech, kiedy ja to wszystko obejrze? Wink
Oglądając co poniektóre filmy Nighta ma się wrażenie, że ich autorowi wpadł do głowy świetny pomysł, jakieś jego rozwinięcie, ale na spektakularne, zaskakujące zakończenie nie starczyło już pomysłowości i błysku. "Osada" stara się zaskakiwać, ale z mizernym skutkiem, o co chodzi można się domyślić po 20 minutach filmu. Do pomysłu, na którym opiera się fabuła, nie zamierzam się czepiać bo jest interesujący i nie powiela schematów. Ale już np. ogólny wydźwięk filmu choć w sumie prawdziwy i mądry, razi naiwnością. Generalnie Shyamalan stara się nam przekazać chyba dość banalną prawdę - od zła nie uciekniemy gdziekolwiek byśmy się przed nim nie kryli, ale i dobra możemy zaznać w miejscu, w którym najmniej się go spodziewamy. Ciężko mi rugać reżysera bo niegłupi ma przekaz, pomysł ciekawy i zrealizowany profesjonalnie, ale można było oczekiwać więcej. Tak to już jest jak się postawi samemu sobie bardzo wysoko poprzeczkę takim filmem jak "Szósty zmysł", wymagania krytyków rosną Wink Reasumując, jeśli dodamy jeszcze dobre aktorstwo (W.Hurt, S. Weaver, A.Brody, J.Phoenix) i piękną romantyczną scenę na ganku, wyjdzie nam, że "Osada" to bardzo solidne kino.

Ocena: 7/10


30 DNI MROKU (30 DAYS OF NIGHT, 2008)

W ostatnich latach mnożą nam się filmy o wampirach, "30 dni mroku" jest tego przykładem, dlatego po seansie nachodzi nas myśl "To już gdzieś było". Nie oczekujecie jednak po tym, bądź co bądź, filmie grozy, gęsiej skórki, wzdrygania się w fotelu, czy zasłaniania oczu ze strachu, bo w tej sferze "30 dni..." sprawdza się słabo. Jeśli natomiast podejdziemy do niego jak do rozrywki dla zabicia czasu, jest jak najbardziej zjadliwy.
W głównej roli występuje Josh Hartnett, który widocznie postanowił spróbować swych sił w nowym dla siebie gatunku filmowym. Czy się sprawdził to ciężko powiedzieć ponieważ rola nie wymagała od niego jakiegoś szczególnego wysiłku, ani też nie stawiała wygórowanych wyzwań. Gra w porządku i już, fankom Josha to w zupełności wystarczy Wink
W filmie dominują ograne, jeśli chodzi o ten typ kina, schematy, z tym że jednak nie do końca. Pomysł żeby umieścić akcję filmu na Alasce podczas, zaczynającej się właśnie, 30-dniowej nocy polarnej wydaje się w przypadku horroru trafny i dodaje klimatu. Nie przekonuje mnie natomiast sposób w jaki twórcy starali się ukazać upływ czasu. Przeskoki akcji w stylu "7 dni później", "20 dni później" są, jak dla mnie, zbyt banalnym zabiegiem, z drugiej strony rozumiem, że ciężko 30 dni zawrzeć w 1,5 godziny filmu.
"30 dni mroku" to film bez rewelacji, na raz. Można sobie darować, chyba że jest się wielkim fanem Josha Hartnetta. Razz

Ocena: 6,5/10


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agropol
Moderator



Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 1398 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dydybongidągidydągi

PostWysłany: Wto 21:02, 03 Lis 2009 Powrót do góry

Na temat Czarnej Żmii opinie są, wydaje mi się, podzielone dokładnie na pół: połowa obśmiewa się do rozpuku, połowa wyłącza po paru scenach. Ja po pierwszym kontakcie z serialem miałem 3 lata przerwy i gdy rok temu przypadkowo się na niego natknąłem, byłem wdzięczny losowi. O ile 1 sezon długo się rozkręca i nie wchodzi na te humorystyczne rejestry, na których operuje sezon 2 i 3, to i tak można oberwać satyryczną rzepą po pysku. Sceny z tańczącymi Żydami, eunuchami czy babami z wąsami to dla mnie klasyka angielskiego humoru, a kto się nie śmieje ten plebs i niech grabi zgniłą rzepę Razz Natomiast gdy przenosimy się w czasy Renesansu czy Baroku, stopień wysublimowania niektórych dialogów, a właściwie monologów Atkinsona, przechodzi wszystko. Pojawiają się np. obelgi, który wypowiedzenie trwa dobrą minutę Very Happy
I jeszcze parę słów o "Revolverze".
Parę słów rzekłeś, Buszmenie, o tym filmie, ale nie przekonałeś mnie co do przeciętności "Revolvera". Otóż jest to typowy film Ritchiego, a jednocześnie nie przypomina żadnego z jego wcześniejszych. Straciliśmy błyskotliwe dialogi, ale nie były one potrzebne. Straciliśmy nieco gangsterski klimat, ale dostaliśmy w zamian coś innego. Myślę, że widz wyszedł bardzo dobrze na tym handlu. Nigdy przedtem nie uświadczyłem gangsterskiego filmu o takim przesłaniu. Czyżby prekursor nowego nurtu w kinematografii pojawił się na naszych oczach? Nie wiem, pewnie nie. Pewnie moja wiedza nie jest wystarczająca, żeby to jednoznacznie stwierdzić. Mogę za to stwierdzić, że dostajemy klasyczne "Freudian study case" - ego vs superego. Jak genialnie, zupełnie mnie tym zaskoczył, Ritchie użył techniki voice-over, która pojawia się regularnie w jego filmach. W "Revolverze" voice-over staje się "voice-under", ale to już zobaczycie podczas oglądania. Co do bohaterów, to moc wyrazistych charakterów odzwierciedla moc ludzkiego umysłu.
Także przyłóżcie sobie tytułowy rewolwer do skroni, obejrzyjcie film i wystrzelcie. Efekt może być zdumiewający.
Wg mnie 8,5/10


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Primula Goldworthy
Filolog



Dołączył: 27 Sie 2006
Posty: 276 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: from hell ;> (Posen)

PostWysłany: Wto 21:54, 03 Lis 2009 Powrót do góry

dokta z busza napisał:
"30 dni mroku" to film bez rewelacji, na raz. Można sobie darować, chyba że jest się wielkim fanem Josha Hartnetta.


A mie sie filmidło podobało i wcale nie jestem jakąś tam fanką Josha Razz wg mnie ten film przedstawia wampiry zupełnie inaczej niż inne filmy tego typu, bo jako istoty bardziej pierwotne niż dzisiejsze bestsellerowe wampiry, takie ancient ;>. A oglądałam już całkiem sporo takich filmiszczy (o tematykę mi chodzi).


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dargor666
Filolog



Dołączył: 09 Lip 2009
Posty: 67 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Śro 17:41, 04 Lis 2009 Powrót do góry

Mam podobne zdanie, (temat wampirów to jeden z moich ulubionych) niewiele jest dobrych filmów o wampirach, nie powielających oklepanych mitów. "30 dni nocy" zliczam do całkiem niezłych z racji ich niewielkiej liczby. Ma powstać kontynuacja w której to rzecz będzie miała miejsce w Los Angeles, a główna bohaterka Stella (jedyna ocalała z ataku wampirów na miasteczka Barrow na Alasce) dołącza do grupy łowców wampirów. Przewiduję, że będzie to najpewniej słabsza cześć z racji tego wymolestowanego do ostatka motywu łowców stworzeń nocy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malwa
Filolog



Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 220 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Śro 22:44, 04 Lis 2009 Powrót do góry

Obejrzałam Osadę już jakiś czas temu i powiem szczerze, że (podobnie jak Znaki) ten film mnie nie zachwyca, czegoś mu brak. Racja, fabuła jest nietuzinkowa i nie powiela schematów, jest metaforyczna. Na korzyść tego obrazu zdecydowanie przemawia też gra aktorska i dość jasne przesłanie (za co cześć i chwała reżyserowi). Jednak pozostawia pewien niedosyt. Kolejnym minusem była promocja filmu jako horroru, którym przecież nie jest.
I, jak dla mnie, wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ten niedosyt pod koniec filmu- co się dalej stało z mieszkańcami tytułowej osady, czy informacja o tym gdzie i dlaczego, oraz w jakich czasach naprawdę żyją została upubliczniona? Z drugiej strony to może być celowy wybieg reżysera, którego nie dostrzegłam. Co myślicie?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Pon 19:06, 09 Lis 2009 Powrót do góry

Wujo,
No nie wiem, nie wiem.. "Revolver" oglądałem dość dawno bo zaraz po tym jak wyszedł. Może niedługo obejrzę ponownie i dostrzegę coś więcej... a może po prostu Ritchie przypomni mi, że spaprał sprawę i zjadę go po całej linii Wink

Primula, Dargor,
Mnie też się film podobał. W miarę Very Happy Przecież go obejrzałem bez bólu do końca i jako takie "one night stand", że tak to ujmę, się sprawdził Wink
Fakt, wampirki fajne jako takie bardziej antyczne stwory, gadające do tego w swoim języku. Ale akurat to że głównym tematem filmu są te stworzenia to żaden plus. Minus co prawda też nie. Po prostu ani mnie ziębi, ani grzeje taka tematyka. Na pewno na plus filmu można zaliczyć, że był o niebo lepszy od "Zmierzchu" Very Happy

Malwa,
Dokładnie, niedosyt to odpowiednie słowo. Końcówka nie mogła być dłuższa bo i tak była przeciągnięta, a otwarte zakończenie jeszcze jako tako ratuje ten film. Odpowiedzi na pytania które zadajesz są w filmie (Może poza tym co się stało z mieszkańcami), ja nie będę tu spoilerował ;P



REZERWAT (2007)

Dawno nie zdarzyło się, aby rodzima produkcja wywarła na mnie jakieś szczególne wrażenie. W czasach szmelcowatych "hiciorów" w stylu "Kochaj i tańcz" trzeba sięgnąć do kina bardziej niezależnego, żeby znaleźć coś wartościwego. Takim właśnie filmem jest "Rezerwat". Łukasz Palkowski (reżyseria, scenariusz) i Michał Kwaśny (scenariusz, odtwórca głównej roli) stworzyli bardzo wiarygodny i niegłupi obraz naszej, raz mniej, raz bardziej barwnej, rzeczywistości. Taka mała dygresja: Kwaśny nie tylko z wyglądu, ale i z barwy głosu, a nawet nieco z maniery grania przypomina mi Marcina Dorocińskiego.Razz
Fabuła wygląda następująco: Młody fotograf trafia na warszawską Pragę, ma tam zrobić zdjęcia starej, niszczejącej kamienicy. Tak się jednak nieszczęśliwie składa, że akurat nie ma gdzie mieszkać więc jego zapłatą będą 3 miesiące bez płacenia czynszu w owym budynku. Jego przybycie zmieni nudną egzystencję mieszkańców tytułowego rezerwatu. Na gorsze, na lepsze? Ktoś mądry chyba kiedyś powiedział, że każda zmiana jest dobra więc domyślcie się sami. Wink
Sama historia jest bardzo poprawnie skonstruowana, choć może nieco zbyt naiwnie. Akurat w tym wypadku to nie zarzut, film ma mieć pozytywny wydźwięk, a nie dołować wszystkimi odcieniami szarości i mówić jaki to świat jest zły i bez perspektyw. Dlatego twórcom wyszła ciepła, słodko-gorzka komedia obyczajowa.
Jednak głównym atutem filmu jest autentyczność postaci w nim zawartych. Mamy tu kioskarkę, która "wie" wszystko o innych mieszkańcach i rozpowiada te rewelacje na lewo i prawo, mamy kryminalistę na wolności znęcającym się nad swoją konkubiną, mamy grupkę żuli, którzy przesiadują cały czas na skwerach ze standardowym tekstem na ustach: "panie kierowniku, brakuje nam do winka", mamy małego chłopaka próbującego się wyrwać z otaczającego go marazmu, i mamy wreszcie fotografa Marcina, który w pewnym momencie będzie musiał spytać siebie co jest dla niego najważniejsze. Dlaczego to jest dobre? Bo jest prawdziwe i namacalne, bo główni bohaterowie filmu chcąc się naj*ebać nie powiedzą: Udajmy się do tego sklepu i dokonajmy tam zakupu napoju alkoholowego celem go spożycia". Wink Postaci, choć trochę przerysowane na potrzeby filmu, są z krwi i kośći. I to jest, k**wa, dobre. Very Happy
Wielkie wrażenie zrobiła na mnie także Sonia Bohosiewicz (może ktoś kojarzy ją z Kabaretu Rafała Kmity). Nawet na tle bardziej doświadczonych kolegów (Drężek, Karolak) wypada rewelacyjnie i nic dziwnego, że robi coraz większą karierę aktorską (ostatnio w "Wojnie polsko-ruskiej").
Jeśli ktoś ma dość zagranicznych produkcji to odsyłam czym prędzej do "Rezerwatu". Warto.

Ocena: 8/10


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agropol
Moderator



Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 1398 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dydybongidągidydągi

PostWysłany: Wto 18:26, 17 Lis 2009 Powrót do góry

Trochę ucichło na forum, więc wrzucę coś zabawnego.
Najlepsza recenzja filmu:
[link widoczny dla zalogowanych]
Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
soczek
Filolog



Dołączył: 12 Lut 2008
Posty: 148 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znienacka

PostWysłany: Wto 23:00, 17 Lis 2009 Powrót do góry

się uśmiałem ;]

no to: [link widoczny dla zalogowanych]

Image : "stop thine offtopic"

ha! [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Nie 15:08, 22 Lis 2009 Powrót do góry

Świetna recenzja Wujo, znalazłoby się jeszcze parę takich produkcji Very Happy
Na szczęście ta, której recenzję zamieszczam, do nich nie należy.


DZIĘKUJEMY ZA PALENIE (THANK YOU FOR SMOKING, 2005)

Nick Naylor jest lobbystą. (Ostatnio to słowo stało się dość popularne w kontekście afery hazardowej Wink ). Pracuje dla wielkich koncernów tytoniowych, robiąc to co umie najlepiej czyli mówiąc. Jest dość młody, przystojny i ma niezwykły dar przekonywania innych do swoich racji, a raczej do udowadniania, że inni tej racji nie mają. Wszystko osiągnięte za pomocą piekielnej inteligencji, erudycji, ciętego języka i trafnych spostrzeżeń. No i jak to określa sam główny bohater – dzięki giętkości kręgosłupa moralnego Wink Wszystko byłoby cacy i ok., gdyby nie to, że Nicka nienawidzi co najmniej połowa populacji, która jest przeciwna papierosom, na czele z senatorami, przedstawicielami służby zdrowia i radykalnymi aktywistami. Ale i z tym pan Naylor jakoś sobie poradzi.
Po seansie w mojej głowie jedna myśl: „świetne”. Już wiem, że to nie był pierwszy i jedyny raz kiedy oglądałem „Thank you for smoking”. Pierwsze co mi się w filmie spodobało to sposób przedstawienia fabuły, w której narratorem jest sam główny bohater. Grany przez Aarona Eckharta (znany m.in. z roli Harveya Denta w „Mrocznym rycerzu”) Taylor opowiada swoją historię z przymrużeniem oka, humorem, dystansem. Gdy trzeba zatrzymuje się by zrobić małą dygresję, przedstawić jakąś postać, przytoczyć interesujące fakty. Generalnie, dzięki temu, cała fabuła i tym samym film, jest bardzo łatwy i przyjemny w odbiorze.
I tu następuje moment kiedy powinienem napisać: „drugie co w filmie przypadło mi do gustu to..”, ale mijałoby to się z celem ponieważ każdy element filmu stoi na bardzo wysokim poziomie. Świetne dialogi i teksty. Aktorstwo dobre nie tylko w przypadku Eckharta, ale i całej plejady drugoplanowych postaci (R. Duvall, W.H. Macy, K. Holmes). Nawet muzyka mnie urzekła, otwierający i kończący kawałek wkręciły się na dłużej już po jednym przesłuchaniu. Najważniejsze jest jednak przesłanie filmu i jego główna konkluzja. Jako, że film jest ostrą satyrą na amerykańskie społeczeństwo i systemy manipulacji owym społeczeństwem, można z niego wywnioskować, że ludzie (zapewne nie tylko z Ameryki) mając prawo wyboru i wolny rynek, tylko czekają aż ktoś z góry narzuci im własne zdanie i, mimo oczywistych faktów, wepchnie do rąk paczkę fajek. Wink

Ocena: 8/10


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Bush_Docta' dnia Nie 15:08, 22 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
agropol
Moderator



Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 1398 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dydybongidągidydągi

PostWysłany: Pon 16:20, 23 Lis 2009 Powrót do góry

Bush_Docta' napisał:
Świetna recenzja Wujo, znalazłoby się jeszcze parę takich produkcji Very Happy
Na szczęście ta, której recenzję zamieszczam, do nich nie należy.

Na szczęście lub nieszczęście. Palenie na tyle stało się częścią ludzkiego życia, że doczekało się niejednego filmu poświęconego tej wątpliwej przyjemności. Ale nie o tym. Zastanawia mnie, kto i dla kogo tworzy tego typu seriale tzn. np. serial pt Jon & Kate Plus 8, który pojawia się w wyżej wrzuconym przeze mnie linku. Historia wielodzietnej rodziny, w skład której wchodzą mama, tata, bliźniaki i szecioraczki. Zerowa wartość estetyczna. Rozumiem, że serial ma misję pokazać trudności, z jakimi borykają się te takie rodziny itp, ale to chyba oczywiste? A te rodziny, o których mowa, to nawet nie mają czasu, zeby to oglądać, wychowując taki oddział bachorów. Czemu ktoś dostaję kasę na produkcję takiego czegoś, a mój genialny film cały czas pozostaje nie zrealizowany Wink
Ps. Tego wyszło 5 sezonów! Ile można pokazywać pierwsze pryszcze, przewijanie, karmienie piersią, kłótnie i niedzielne obiadki? Widocznie można. W Polsce mamy tego obfitość pod postacią Klanów i innych sranów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agropol dnia Pon 16:23, 23 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)