Forum forum anglistow Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Filmowe Dysputy Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
notPrincess
Filolog



Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 208 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: OLN

PostWysłany: Nie 18:44, 16 Sty 2011 Powrót do góry

"Juno" widziałam już jakiś czas temu. Mądry i ciepły to odpowiednie epitety.

A co powiecie o "Weekendzie" i debiucie reżyserskim Czarka Pazury? Ja osobiście za polskim kinem nie przepadam. Stylizowany na kino amerykańskie obraz polskiej mafii działającej na terenie Łodzi (plus za lokację) jest, hmmm, przyzwoity. Fabuła dość przewidywalna, ale ciekawie zrobiony, dobra gra aktorska Małaszyńskiego i Lewandowskiego. Fajne teksty komisarza ;P (w ogóle, słyszałam już opinie, że gdyby nie przekleństwa film by nie zrobił żadnej furory). Mam swoje "ale", ale ogólnie byłam pozytywnie zaskoczona. Ktoś jeszcze widział?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malwa
Filolog



Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 220 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Nie 20:47, 16 Sty 2011 Powrót do góry

Ja na pewno obejrzę Debiut reżyserski kogoś, kto do tej pory stał po drugiej stornie kamery warto by zobaczyć.
A dzisiaj po południu nadrobiłam zaległość z tygodnia, kiedy to film ten leciał na Polsacie. Mowa o
"8 Częściach prawdy" (Vantage Point) - thrillerze z 2008. W rolach głównych m.in. Denis Quaid, Mathew Fox, Forest Whitaker i Sigourney Weaver.
Film opowiada o zamachu na (a jakże by inaczej) prezydenta USA w trakcie międzynarodowego forum antyterrorystycznego w Hiszpanii. Widzimy plac po brzegi wypełniony ludźmi o skrajnie różnych odczuciach w stosunku do USA, podest, wozy transmisyjne. Podjeżdża kolumna samochodów, wysiadają prezydenci, tajniaki. W trakcie gdy amerykański prezydent przemawia rozlegają się strzały, prezydent pada na ziemię. Dzięki szybkiej akcji tajniaków po chwili jest już w karetce. Chwilę potem dwa wybuchy.
Cała sytuacja opowiedziana jest z perspektywy 8 różnych osób. Napięcie dawkowane stopniowo, z każdą historią poznajemy coraz więcej szczegółów Chociaż nie jest to obraz najwyższych lotów, to i tak kawał dobrego, trzymającego w napięciu kina. Polecam Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez malwa dnia Nie 20:48, 16 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
agropol
Moderator



Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 1398 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dydybongidągidydągi

PostWysłany: Pon 2:10, 17 Sty 2011 Powrót do góry

Debiut reżyserski Czarka Pazury? Shocked
O matko, we're going down...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Śro 17:48, 19 Sty 2011 Powrót do góry

Wujo, czemu oceniasz skoro nie widziałeś? Mało było przypadków, że aktorzy kręcili filmy i wychodziło im całkiem całkiem? Razz
Malwa, "Vantage point" czeka w mej kolekcji już ho ho, ale jak widać, zawsze zabieram się za coś innego. Prędzej czy później obejrzę, bo obsada zachęca Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malwa
Filolog



Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 220 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Śro 20:57, 19 Sty 2011 Powrót do góry

Doktorku, nie każ mu więcej czekać, 3 lata to już wystarczająco długo Wink
Po sesji zamierzam się zabrać za "Życie na podsłuchu" i "Lektora", więc pewnie naskrobię o nich cośniecoś Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malwa
Filolog



Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 220 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Sob 1:02, 05 Lut 2011 Powrót do góry

Całkiem możliwe, że napiszę coś teraz o holiłódzkim chłamie, ale po obejrzeniu go i w kontekście rozmowy z dr Bobem Lee przy okazji wpisów naszła mnie refleksja.
Na TVNie leciał dziś Ostatni Samuraj i mimo, że nie trawię Cruise'a, to lubię ten film. Cruise jest w nim akurat najmniej ważny.
Zeszliśmy się po wpisy z OE całą gromadą i dr Lee się nas pyta, czy robimy magistra, na co my odpowiadamy, że tak. Potem wywiązała się rozmowa o tym, że jeden fakultet już nie wystarczy i że właściwie to czegokolwiek byśmy nie zrobili, dla świata i jego wymagań to będzie i tak za mało. I że to niezdrowo, żyć w takim pędzie.
I teraz refleksja, bardzo ogólna - ludzkość pędzi i udaje twardą, ale w gruncie rzeczy tęskni za spokojniejszymi czasami, kiedy żyło się wolniej, kiedy był na wszystko czas, a doba nie była za krótka, i kiedy ludzie wiedzieli co to znaczy być człowiekiem i czym jest honor. Po cichu wszyscy wszyscy chyba chcielibyśmy się na chwilę zatrzymać, by delektować się chwilą i nie myśleć o tym, że ta chwila niedługo się skończy i trzeba będzie gdzieś pędzić.

Największym atutem tego filmu jest wg mnie bezdyskusyjnie postać Katsumoty. I ścieżka Hansa Zimmera Smile dodatkowym smaczkiem są plenery.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Sob 19:10, 05 Lut 2011 Powrót do góry

Bob i jego mądrości Wink W sumie spoko gościu z niego, może w poprzednim wcieleniu był japońskim samurajem? Very Happy
Jeśli idzie o Tomka Kruza, nie przeszkadza mi on aktorsko, o ile nie gra w jakiejś szmirze. Powiem więcej, grywał w świetnych filmach (Raport mniejszości, Firma, Ludzie honoru, Rain man) i miewał znakomite role takie jak ta w "Urodzonym 4 lipca" czy "Wywiadzie z wampirem". Do czołówki aktorów jego pokolenia na pewno mu brakuje, ale powiedzieć, że jest słabym aktorem to przegięcie Razz EDIT: Właśnie przeczytałem, że Cruise za "Wywiad..." dostał Złotą Malinę Very Happy
Sam film to typowe hollywoodzkie kino, ogląda się w porządku, ale ten patos momentami... :] Najlepsza z tego wszystkiego jest faktycznie muzyka Zimmera Smile


FILMY 2010:

Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że filmy, które opisuję zaliczam do minionego roku, jako że w Polsce miały premierę w roku 2010. Niektóre z nich mogły zostać wyprodukowane rok wcześniej, lub nawet więcej. Wiadomo, Polska sto lat za murzynami Wink

A oto moje podsumowanie pierwszego kwartału roku 2010, 1/2:


PARNASSUS (THE IMAGINARIUM OF DOCTOR PARNASSUS, 2009)

Recenzję znajdziecie tutaj: http://www.anglistykauwm.fora.pl/fun,3/filmowe-dysputy,190-255.html

Ocena: 7,5/10


SHERLOCK HOLMES (2009)

Podobnie jak wyżej, recenzja na stronie 18.

Ocena: 7/10


HANDLARZ CUDÓW (2009)

Jakby na potwierdzenie powyższych słów, ten film miał światową premierę w październiku roku 2009. W Polsce pojawił się w kwietniu roku 2010. O tyle to dziwne, że „Handlarz cudów” to film w większości polskiej produkcji. Very Happy
Borys Szyc jest ostatnio wszędzie, nie dość, że gra w co trzecim rodzimym filmie (z których spora część jest, używając eufemizmu, marna), to jeszcze wziął się za śpiewanie. Akurat tego drugiego nie mam zamiaru oceniać, skupię się na jego umiejętnościach aktorskich.
„Handlarz cudów” to film drogi. Szyc gra tu alkoholika, Stefana, który zbiera pieniądze na pielgrzymkę do Francji, do Matki Boskiej z Lourdes, który ma mu cudownie pomóc wyrwać się z nałogu. Stefan ma wielkie, niebiańskie wręcz, zamiary, ale nałóg trzyma go twardo na ziemi. Sytuacja zmienia się gdy „przyczepia” się do niego dwójka czeczeńskich dzieci – uchodźców, którzy także pragną dostać się do Francji, gdzie znajduje się ich ojciec.
Film ogląda się nieźle, ale brakuje mu czegoś, co mogłoby nas, widzów, naprawdę chwycić za serce. Trochę szkoda, bo potencjał jakiś tam był, a generalnie w naszym kinie brakuje takich filmów drogi właśnie. Dwójka młodych aktorów wypada solidnie, ale to Szycowi należą się największe brawa. Facet ma talent, może naprawdę wkroczyć do kanonu kultowych polskich aktorów, co już nie raz pokazał. Szkoda tylko, że rozmienia się na drobne w filmidłach nie najwyższych lotów. Już lepiej podziwiać jego grę w „Handlarzu cudów”.

Ocena: 6,5/10


ALICJA W KRAINIE CZARÓW (ALICE IN WONDERLAND, 2010)

Tim Burton to człowiek o wspaniałej wyobraźni, który swój charakterystyczny styl wypracował już lata temu. Ja osobiście jestem fanem jego kina od "Soku z żuka", ale dopiero potem, przy dwóch pierwszych "Batmanach" i "Edwardzie Nożycorękim" sięgnął geniuszu. Nie dziwi fakt, że Burton wziął się za surrealistyczną, pełną magii, opowieść Lewisa Carolla. W filmie nie mogło zabraknąć jego ulubionych aktorów, muzy-partnerki Heleny Bohnam Carter i niezawodnego faworyta Tima, Johnny'ego Deppa, który gra dosłownie w co drugiej jego produkcji.
Podstawą filmowego scenariusza nie jest pierwsza opowieść o Alicji - "Przygody Alicji w krainie czarów", ale jej kontynuacja - "Po drugiej stronie lustra", gdzie Alicja musi pokonać Jabberwocky'ego. I tak jak wiersz o stworze jest mi znany ("Beware the Jabberwock, my son!" Wink), to książek Carolla nie przeczytałem. Wypadałoby to nadrobić, bo to chyba trochę wstyd, ale, jako że pierwowzoru nie znam ciężko mi się ustosunkować do zarzutu o spłaszczenie postaci i pozbawienie absurdalnego klimatu książki. Film zrobił Disney, więc siłą rzeczy do pewnego stopnia fabuła musiała zostać pozbawiona głębi, wygładzona. Mogę za to stwierdzić, że nawet bez literackiej podstawy, mnie klimatu w filmie nie brakowało. Świat wykreowany w "Alicji" jest magiczny i urzekający, przyroda i stworzenia fascynujące, straszne i piękne zarazem. Efekt wzbogaca oglądanie filmu w technologii 3D. Niedługo będziemy, za przeproszeniem, rzygać tym 3D, bo robią filmy specjalnie, aby móc wykorzystać 3D, a nie odwrotnie. Akurat w przypadku filmu Burtona, ta technika jest jak najbardziej uzasadniona, nieczęsto w kinie mamy do czynienia z tak wspaniale surrealistycznym, zachwycającym wizualnie, światem.
Połączenie animacji z komputera z normalnymi aktorami daje więc radę. Tym bardziej, jeśli do dyspozycji mamy taką obsadę. Niebieska gąsienica Absalom, zanurzony wciąż w oparach dymu ze swej sziszy, ma fantastyczny głos Alana Rickmana. Kota, z przyklejonym kwasowym uśmiechem, podkłada Stephen Fry, z nie gorszym angielskim akcentem. Panowie głębokimi głosami recytują swe kwestie w nienagannym RP, za to Matt Lucas, znany z "Little Britain", robi równie świetnie coś zupełnie odwrotnego Smile No i oczywiście boski Johnny. Umiałby zagrać drzewo stojące nad brzegiem rzeki, więc rola Szalonego Kapelusznika nie sprawia mu jakichkolwiek trudności. Ale nawet sam Depp nie przebije wielkogłowej królowej w wykonaniu Heleny Bohnam Carter i jej "Off with his head!" Very Happy. Poziomu nie trzyma niestety sama Alicja, czyli Mia Wasikowska. Ale to za mało, by zabrać mi dużą przyjemność z oglądania nowego dzieła Burtona Smile

Ocena: 8/10


BYŁA SOBIE DZIEWCZYNA (AN EDUCATION, 2009)

Będzie dość krótko, bo szkoda czasu na recenzowanie gniotów. A „Była sobie dziewczyna” jest niczym innym, jak tylko gniotem właśnie. Wszelkie nominacje do nagród, które przypadły filmowi wywołują u mnie ironiczny uśmiech. Ok., aktorzy grają w porządku, bardzo ładna jest stylizacja świata przedstawionego, ale to chyba nie o to do końca chodzi w robieniu filmów?
Krótko o fabule: Londyn, lata 60-te. Główną bohaterką jest 16-latka, lecz jakże inna od tej z „Juno”. Zamiast uczyć się, by dostać się na dobre studia, ta naiwnie wdaje się w romans ze starszym od siebie mężczyzną. I daje się całkowicie temu porwać. Bo gdzież tam typowe, nudne życie szesnastolatki do wykwintnych bali i wycieczek po Paryżu.
Film dałoby się spokojnie oglądać, gdyby nie przewidywalne do bólu, banalne przesłanie, które tak bije po oczach tanim moralizatorstwem, że robi się niedobrze. Tylko co w tym wszystkim robi świetny Alfred Molina?

Ocena: 5/10


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Bush_Docta' dnia Nie 18:17, 06 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
malwa
Filolog



Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 220 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Nie 19:01, 06 Lut 2011 Powrót do góry

Doktorku, nie mówię, że Cruise jest słaby, tylko że go nie lubię Wink chociaż faktycznie, trzeba mu przyznać tych parę dobrych ról Smile

Alfred Molina... Padobała mi się jego gra w Czekoladzie Smile

Obejrzałam też niedawno Kod da Vinci. Beware Hrm tragos, jednym słowem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Nie 14:08, 13 Lut 2011 Powrót do góry

FILMY 2010

Podsumowanie pierwszego kwartału roku 2010, 2/2:


AUTOR WIDMO (THE GHOSTWRITER, 2010)

O filmie było głośno zanim jeszcze ujrzał światło dzienne. Wszystko za sprawą wątpliwej moralności postępku jego twórcy, Romana Polańskiego, którego dopuścił się już dekady temu (Word zmienia nazwisko „Polański” na wyraz „Pogański”. Przypadek? Wink ).Czasy się zmieniają, ludzie też, niektóre rany powinno się pozostawić bez rozdrapywania.
„Autor widmo” został entuzjastycznie przyjęty na festiwalu w Berlinie, ale czy tylko za sprawą wartości czysto filmowych, czy również jako znak solidarności z reżyserem? Film określony jako thriller polityczny to nic innego jak klasyczny film Polańskiego. Klasyczny w dobrym znaczeniu tego słowa.
„Ghostwriter” to określenie pisarza, który pisze odpłatnie, zrzekając się praw do swojego dzieła. Takim właśnie widmem w obrazie jest postać grana przez Ewana McGregora. Znamienne, że w filmie ani razu nie pada jego imię. Przypadek? Wink Nasz główny bohater ma tym razem zredagować i poprawić szkic autobiografii, i to nie byle kogomu, bo byłego premierowi Wielkiej Brytanii (Pierce Brosnan). Dodajmy, że poprzednik Autora Widmo zginął w zagadkowych okolicznościach, a deadline’y gonią.
Jeśli ktoś lubi sposób prowadzenia narracji Polańskiego i specyficzny klimat w jego thrillerach, to będzie „Ghostwriterem” wielce usatysfakcjonowany. Nie jest to typowy thriller, ale jest to thriller typowy dla naszego rodaka. Mamy bohatera, który uwikłuje się coraz bardziej w szereg niejasnych, podejrzanych spraw. W pewnym momencie nieuchronnie przekracza próg, po którym można już iść tylko dalej. Czyż nie podobnie jest we „Franticu” czy „Dziewiątych wrotach”?
Atmosfera budowana jest długimi ujęciami rozmów bohatera lub jego samotnymi poczynaniami. Ktoś może przyczepić się o dłużyzny, ale tak właśnie tworzy się niepokojący nastrój i napięcie. A tego nie brak w filmie ani przez chwilę. Niedopowiedzenia, dziwne postacie, które spotyka Widmo, zwroty akcji i świetna muzyka wciągają nas niepostrzeżenie i całkowicie w mroczną zagadkę. Kolejne elementy układanki prowadzą do fatalistycznego finału, który, wg mnie pasuje do reszty idealnie. Mogę śmiało porównać „Autora Widmo” do kultowych „Dziecka Rosemary” i „Chinatown” i nie popełnię gafy. Bardzo podobny sposób podania (klimat!), a i poziom niewiele gorszy. Tylko, że to film na wskroś europejski, a nie amerykański. Nie ma tu taniego efekciarstwa rodem z Hollywood, ale kto wie jaki filmy robiłby dziś Polański gdyby został w Stanach? Na szczęście nigdy się nie przekonamy Wink
Jeszcze słowo o aktorach. O klasie McGregora nikogo raczej przekonywać nie trzeba, W „Ghostwriterze” jest bardziej niż przekonujący. Pierce Brosnan – jeszcze kilka takich ról i oderwie się w mojej głowie jego wizerunek Bonda Smile Olivia Williams zapada w pamięć, charakterystyczna i urokliwa. Ogółem, brytyjskie trio daje radę Wink.

Ocena: 8/10


TO SKOMPLIKOWANE (IT’S COMPLICATED, 2009)

Przyznam, że poprzedni film pani Nancy Meyers, „Holiday”, nie przypadł mi do gustu jak ten (Opisywałem go gdzieś wcześniej w tym temacie). Oglądało się go w porządku, ale nie przepadam za zbytnią tkliwością i naiwnością, której było trochę za wiele jak dla mnie. Nie jestem też fanem filmów z metką „komedia romantyczna” w ogóle. Pani Meyers nie robi jednak typowych, głupkowatych komedii z miłosnym wątkiem, jako przewodnim, ale raczej inteligentne, obyczajowe filmy z dużą dozą humoru. Nie ukrywajmy, tematy podjęte w jej filmach to nie są jakieś wielkie dramaty czy tragedie, ale raczej sprawy, które, w sferze związków damsko-męskich, każdego mogą dotknąć. I te sprawy potraktowane są u Meyers z dojrzałym dystansem i zdrowym optymizmem. W tym tonie jest właśnie „It’s complicated”.
Osią fabularną filmu jest trójkąt Streep – Baldwin – Martin. Trójce aktorów, już przecież w sile wieku, wigoru tu nie brakuje. Czuć pewną chemię, aktorską więź, która sprawia, że ich gra wygląda naturalnie i nader przekonująco. Panowie wyglądają, na, co najmniej, dziesięć lat mniej, a sama Meryl Streep to chyba odkryła jakiś eliksir młodości Smile. Okazuje się, że i w takim wieku (ile to już… około sześćdziesięciu lat! Very Happy) można wyglądać seksownie i pociągająco. Jak dowodzi „It’s complicated”, życie (również to łóżkowe) zaczyna się nie po czterdziestce, a po pięćdziesiątce Wink.
Jeśli nie wybieracie się w walentynki do kina, a chcecie coś obejrzeć na dvd lub kompie w miłym towarzystwie, to polecam „It’s complicated”. Zdecydowanie lepsza alternatywa dla komedii kinowych typu „Och Karol 2” ;P.

Ocena: 7,5/10


CO WIESZ O ELLY? (DARBAREYE ELLY, 2009)

Z irańską sztuką filmową styczności miałem, mówiąc delikatnie, niewiele. Jak się okazuje na Bliskim Wschodzie też potrafią robić dobre kino.
Grupa znajomych (parę małżeństw wraz z dziećmi) wybiera się na weekend nad morze wypocząć. Jest z nimi Ahmed, który dopiero co zakończył małżeństwo z Niemką i tym samym wrócił do ojczyzny. Jest też, przede wszystkim, Elly. Tytułowa bohaterka to znajoma jednej z kobiet - Sepideh. Za jej namową Elly dołącza do grupki, ale nikt poza nią nic nie wie o tajemniczej dziewczynie. Jednak paczka nie ma nic przeciwko, w końcu ma być to przyjemny wywczas i, a nóż, Elly wpadnie w oko zranionemu Ahmedowi. Młodzi, ustawieni Irańczycy nie wypoczywają wcale inaczej niż ich zachodni rówieśnicy. Żartują z siebie nawzajem, bawią się, tańczą. Sielanka, można by rzec. Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy Elly znika bez śladu w dramatycznych okolicznościach. Nikt nie jest pewny co się z nią stało i co w tej sytuacji robić, skoro praktycznie jej nie znali. Przyjazna atmosfera kończy się, zaczynają się nerwy. Żarty zamieniają się w oskarżenia, uprzejmości w podłości. Elly wciąż nie ma, wypoczynek staje się panicznym oczekiwaniem na rozwiązanie sytuacji.
Właśnie to jest najmocniejszą stroną obrazu. Atmosfera gęstnieje z każdą minutą, każdy nerw bohaterów filmu pulsuje do tego stopnia, że udziela to się również nam. Jeden zabieg fabularny powoduje kompletne odwrócenie sytuacji. Ale bez tego przewrotu nie zobaczylibyśmy, że różnice kultur zacierają się tylko pozornie. W kryzysowej sytuacji, gdy w człowieku budzi się to złe, wychodzą na wierzch głęboko zakorzenione wzorce, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Patriarchalny system na Bliskim Wschodzie ma się, póki co, dobrze. Dobry dramat społeczno-kulturowy.

Ocena: 7,5/10


W CHMURACH (UP IN THE AIR, 2009)

Nowy film Ivana Reitmana, twórcy „Dziękujemy za palenie” i „Juno”, podobnie jak jego poprzednicy trafił w mój gust. Lubię gościa, ma dobry zmysł obserwacji ludzi i świata w kontekście ciągle zmieniającej się jego obyczajowości. Pędzimy do przodu, byle do przodu, nie zatrzymując na chwilę, by zastanowić się nad istotą tego pędu. Świat przeżarł konsumpcjonizm i wyścig szczurów, chcemy mieć więcej niż zdołamy unieść i przetrawić.
Bohaterem „W chmurach” jest Ryan Bingham (bardzo dobra rola George’a Clooneya), który trudni się zwalnianiem ludzi. Kryzys zbiera swoje żniwo, niektórzy pracownicy, czasem wieloletni, stają się zbędni. Bingham lata po całych Stanach, by zwalniani przyswoili najlepiej jak się da trudną nowinę, w czym jest profesjonalistą w każdym calu. Bo nie wiadomo czy potencjalny bezrobotny po usłyszeniu, że jest wylany, nie zacznie szlochać, rzucać „fuckami”, czy przypadkiem nie rzuci się na ciebie, albo jeszcze lepiej, nie rzuci się z mostu. Wielkie korporacje stały się do tego stopnia chłodne i wyrachowane, że nawet pozbyć się swoich pracowników nie potrafią sami, a zatrudniają do tego kogoś innego. Tę czarną robotą odwala właśnie Bingham. Charakter jego pracy sprawia, że nie zagrzewa w jednym miejscu na długo, ale jest to jego własny, świadomy wybór. Większość swego życia spędza na pokładzie samolotu, gdzie zbliża się do rekordowej liczby wylatanych mil, która da mu miejsce w ekskluzywnym klubie jemu podobnych. Samotniczy tryb życia zdaje się mu nie przeszkadzać. Do czasu, oczywiście Wink.
Podobnie jak w poprzednich filmach Reitmana, o sile filmu stanowią dialogi. Świetny jest ‘przewodnik’ Binghama na temat oszczędności czasu, gdy idzie o wybieranie bramki przed odlotem. Ponadto, kilka ciekawych epizodów, z równie dobrymi tekstami i refleksjami. No i chyba refleksja ta najważniejsza, choć gorzka. W rozwiniętym społeczeństwie zachodnim nastąpił przewrót ideałów, teraz, w większości przypadków, trzeba wybierać między byciem singlem z dobrą posadą i pokaźną sumą na koncie, a ustatkowanym życiem, przy boku żony, rodziny, ale jednak z wiecznymi przeszkodami i kredytem w banku.

Ocena: 7,5/10


WYSPA TAJEMNIC (SHUTTER ISLAND, 2010)

Recenzję tego filmu zamieszczę przy innej okazji Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Pią 23:46, 25 Lut 2011 Powrót do góry

Myślałem, że choćby "Autor widmo" sprowokuje jakąś dyskusję, a tu zero. Wujo, miałeś napisać tu coś o jakimś cyganie, też zero Wink. Zastanawiam się czy ma jakikolwiek sens zamieszczanie tu moich wywodów. Tak czy owak, podsumowanie zacząłem i wypadałoby je skończyć. Oto drugi kwartał ubiegłego roku:


INCEPCJA (INCEPTION, 2010)

Recenzję filmu zamieszczę innym razem Smile


STARCIE TYTANÓW (CLASH OF THE TITANS, 2010)

Któż nie lubi greckich mitów? W szkole był to jeden z niewielu tematów na języku polskim, który tak nie nudził i męczył. Historie o Bogach, półbogach, ludziach i przeróżnych kreaturach nie tylko były ciekawe pod względem fabularnych, ale niosły ze sobą wiele mądrych metafor. No tak, tylko, że gdy za mity zabierają się Amerykanie z Hollywood, to nie należy zbyt wiele oczekiwać.
Perseusz, znaleziony jako noworodek, wiedzie spokojne życie rybaka wraz ze swoją przybraną rodziną. Jego prosta egzystencja ma się jednak niedługo skończyć, a los diametralnie odmienić. Ludzie buntują się przeciwko Bogom, więc Hades, za przyzwoleniem swego brata Zeusa, wypowiada rasie ludzkiej wojnę. W jednym z ataków władcy Zaświatów giną wszyscy bliscy Perseusza, który, jak się potem dowie, jest Półbogiem, spłodzonym przez Zeusa z ziemską kobietą. Heros stanie na czele wyprawy, która ma powstrzymać, Krakena, gigantycznego monstrum, który lada dzień zostanie wpuszczony do świata ludzi, by dać im sroga nauczkę.
Nawet nie łudziłem się, że film będzie jakkolwiek zgodny z prawdziwymi mitami. Historia zahacza jedynie o pewne motywy mitu Perseusza, pożyczając luźno wątki z innych mitów. Generalnie film fabularnie leży i kwiczy. Wszystko sprowadza się do tego, że główny bohater odbywa podróż, podczas której co jakiś czas musi stawić czoła kolejnym wrogom. Przeważają efekty (Tak, by film nadał się na 3D), które i tak w sumie nie zachwycają. Dialogi natomiast, zostały zastąpione przez efektowne walki i kolejne stwory. Mamy latające demony, wielkie skorpiony, dżiny (??), stygijskie wiedźmy, czarnego pegaza. I miecz rodem z gwiezdnych wojen Wink. Niekiedy któryś z nierozgarniętych bohaterów podróży rzuci jakiś tekst, by było zabawnie. Reżyser nawet nie próbuje udawać, że chodzi tu o coś innego. Traktuje „Starcie Tytanów” z przymrużeniem oka. Przychodzi mi na myśl tekst jednego z towarzyszy broni Perseusza, który na odchodne wręczając mu tarczę zrobioną z pancerza skorpiona mówi: „It’s a very rare and high quality item”. Skojarzyło mi się z grami RPG, ale może to dlatego, że ostatnio pogrywam znowu w D2 Wink
Film oglądałoby się całkiem bezboleśnie, gdyby nie pełne nieznośnego patosu teksty dotyczące wątpliwości moralnych Perseusza, nieufności wobec Bogów, jego tożsamości. Za każdym razem gdy półbóg wygłaszał coś co miało mieć jakiś większy merytoryczny sens ulegałem solidnej irytacji :].
Sam Worthington, po sukcesie „Avatara” będzie na pewno częściej gościł na wielkim ekranie. Tutaj jednak niewiele ma do grania, więcej macha mieczem niż mówi. Podobnie duet starych wyg – Liam Neeson, Ralph Fiennes. Panowie chyba chcieli sobie zrobić zastrzyk łatwej gotówki, bo to nie ich poziom Smile. Z trójki Brytyjczyków najlepiej wypada Fiennes w roli złego charakteru - Hadesa.
„Starcie tytanów” to film, który można obejrzeć w nudny wieczór. Na jeden raz, do zapomnienia.

Ocena: 6/10


NIEZNISZCZALNI (THE EXPENDABLES, 2010)

The Expendables to grupa najemników, którzy za grubą kasę polecą wszędzie tam gdzie potrzeba zrobić niezłą rozpierduchę. W filmie grają m.in. Jason Statham, Jet Li, Dolph Lundgren, mickey Rourke i Sylwester Stallone, reżyser i współscenarzysta całego przedsięwzięcia. Panowie mają kino akcji we krwi, więc Sly raczej nie zebrał ich, by kręcić melodramat Wink
PS. A gdzie Jean-Claude Van Damme, Steven Seagal i CHUCK NORRIS?? Very Happy
„Niezniszczalni” nie są jednak kolejnym współczesnym filmem akcji, ale jest to swoisty hołd dla klasycznego kina tego typu. Naiwnych, kiczowatych produkcji z lat 80-tych i początku 90-tych. Nie bez przypadku chwilami oglądając „Niezniszczalnych” poczułem się jakbym oglądał drugą część „Commando”, gdzie Arnold Schwarzenegger walczył sam z całą armią. Tu jest podobnie, nasi bohaterowie mają monopol na celne strzały Smile. Rządzą zasady: „Żadna rana ekipy Stallone’a nie jest na tyle groźna, by była śmiertelna” i „Im więcej przeciwników pojawi się na ekranie, tym więcej ich zginie w efektowny sposób”. Poza tym, chleb powszedni - strzelaniny, pościgi, wybuchy, bijatyki. Kości pękają, krew tryska, ale najwięksi twardziele na świecie nawet z nożem na gardle (dosłownie) żartują. Jest krwawo, ale zabawnie Smile.
Scenariusz został skonstruowany jedynie po to, by była jakaś baza dla tego całego łubu-du. Wątek Stallone’a nagle pałającego uczuciem do latynoskiej kobiety jest słaby i zupełnie nieprzekonywający. Postaci zostały potraktowane po łebkach, wiemy o nich jedynie, że w drodze na misję lubią posłuchać starych hard-rockowych numerów, potrafią sobie po przyjacielsku dociąć i, że jedni mają słabość do noży, a drudzy do broni palnej ;P. Aktorzy bardziej się bawią niż grają, właściwie są parodią samych siebie. Trochę prawdziwej gry pokazuje tu tylko Mickey Rourke w krótkim monologu.
Jest za to jedna scena w filmie, która jest naprawdę świetna. Gościnnie występują w niej Bruce Willis i, uwaga, Arnold Schwarzenegger. Willis oferuje robotę Sylwestrowi, za chwilę pojawia się Arnie, jego konkurencja w tym biznesie. Już samo jego wejście jest monumentalne i pompatyczne. Potem następuje dialog ze Stallone, w który obaj panowie nie szczędzą sobie ironicznych komentarzy, z oczywistymi odniesieniami do ich aktorskiej przeszłości. Sam Pan Gubernator puszcza w tej scenie oko Smile Przecież swego czasu byli to dwaj najwięksi kinowi twardziele, ale jakoś nigdy nie grali razem. W końcu Arnold rezygnuje z ubiegania się o misję, rzuca cierpki tekst i wychodzi. Willis pyta: „What’s his fucking problem?” Na co Sylwek: „He wants to be president”. Choćby nawet dla tego epizodu warto zobaczyć „The Expendables” Smile.

Ocena: 7/10


PROROK (UN PROPHETE, 2009)

Kino gangsterskie święciło swego czasu tryumfy za sprawą takich twórców jak De Palma, Scorcese czy Coppola. Teraz, gdy moda na takie hollywoodzkie kino nieco przeminęła mamy okazję spojrzeć na to europejskie. Tutaj też robi się dobre filmy w tej tematyce, tyle że skomponowane w całkowicie innym tonie, czego przykładem choćby sowicie nagradzany „Prorok”.
Malik (Tahar Rahim) to dziewiętnastoletni Arab, drobny rzezimieszek, który trafia na 6 lat do francuskiego więzienia. Chłystek nie zna tu nikogo, jest analfabetą, więc jest całkowicie zdany na pastwę losu. Wkrótce zostaje objęty „opieką” członków korsykańskiej mafii, lecz oczywiście nie za darmo. Malik musi zamordować współwięźnia, niewygodnego świadka. Choćby nie wiadomo jak próbował, nie ma wyjścia, albo unicestwi kogoś, albo unicestwią jego. Więzienie rządzi się własnymi prawami - tutaj robi się z chuliganów złodziei, ze złodziei morderców. Tutaj także można rozpocząć klasyczną drogę ‘od zera do bohatera” i ze zwykłego, pospolitego przestępcy stać się szefem mafii.
Przez dłuższy czas Malik nie ma swojego miejsca - dla korsykańskich mafiosów jest tylko nic nie wartym Arabem, chłopcem na posyłki, z kolei dla ludzi swej rasy jest pracującym dla białych pachołkiem. Jednakże chłopak ma dar szybkiego pojmowania i jest nad wyraz ambitny. W więzieniu czasu jest sporo, więc Malik zaczyna uczyć się czytać i pisać, przyswaja też inne dziedziny nauki. Także ciągłe przebywanie w pobliżu swoich opiekunów procentuje w postaci zdobytego doświadczenia. Niepozorny tylko z pozoru, lecz tak naprawdę pewny siebie młodzian zaczyna lawirować skutecznie między każdą grupą więzienną z jednym tylko celem odniesienia swej własnej korzyści. Jest przy tym szczery do bólu. Gdy grupce Arabów nie podoba się jego inicjatywa mówi: „Co z tego, że dostanę tego czego chcę, skoro wszyscy wyjdziemy na tym korzystnie?”.
Wydawać by się mogło, że głównemu bohaterowi ciężko kibicować, bo jest chociażby mordercą. Nic bardziej mylnego, zżywamy się z Malikiem dość szybko i 2 i pół godziny seansu rzadko nudzą. Z drugiej strony, z kim mamy się utożsamiać? Poza człowiekiem, którego zamordował na początku i z którym regularnie rozmawia, ma tylko nas, widzów. Ponadto, obraz oferuje kilka mocnych, trzymających w napięciu scen, oraz fajny zabieg stylistyczny w postaci dodanych gdzieniegdzie napisów.
Film różni się zdecydowanie od twórczości reżyserów, których wymieniłem na początku. Jest to kino całkowicie europejskie, bez krzty amerykańskiego blichtru. „Prorok” jest realistyczny, brudny i momentami bardzo brutalny. Jest to historia o zmianie warty, ale nie jest ona wyjęta z rzeczywistości. Bo tak jak przedsiębiorczy młodzian bez skrupułów zastępuje starych, kończących się bossów, tak w więzieniu proporcje uległy zmianie i na 20 Arabów przypada tylko 5 białych. Francuzi potrafili zrobić mocną, zajmującą opowieść jednocześnie odnosząc się do swojej aktualnej kultury i jej problemów.

Ocena: 8/10


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malwa
Filolog



Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 220 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Sob 12:38, 26 Lut 2011 Powrót do góry

No, cisza jak makiem zasiał. Ja tez miałam cośtam wrzucić, ale przez ferie nie obejrzałam nic nowego, bowiem skupiłam się na nauce dziergania Razz

Ale mam pytanie, czy ktoś już widział Czarny Czwartek?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
soczek
Filolog



Dołączył: 12 Lut 2008
Posty: 148 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znienacka

PostWysłany: Sob 13:54, 26 Lut 2011 Powrót do góry

nie widziałem i raczej nie zobaczę, bardzo mnie razi nasze polskie przekonanie o byciu narodem wybranym i w tym filmie pewnie też to będzie widoczne.

Lennon, dobrze że piszesz, warsztat się ćwiczy Razz
tylko oceny coś wysokie stawiasz


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Nie 21:54, 27 Lut 2011 Powrót do góry

Ja bym filmu od razu nie przekreślał, choć też martyrologia mnie strasznie razi w naszym kinie. Być może "Czarny czwartek" nie będzie zbyt patetyczny i przez to sztuczny.

Soczek, mówisz o ocenach w ogóle czy pijesz do "Autora Widmo"? Wink Jeśli masz odmienne zdanie, to zapraszam do dyskusji Razz

A tak w ogóle dziś w nocy rozdanie Oskarów. I tak a propos tego mojego podsumowania, to trochę szkoda, że wiele dobrych filmów z roku 2010 można obejrzeć u nas dopiero w tym roku. Vide: Black Swan, True Grit, The King's Speech.

Ps. Ja stawiam na Firtha i Portman, jeśli idzie o aktorów, "The King's Speech" w przypadku filmu Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
notPrincess
Filolog



Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 208 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: OLN

PostWysłany: Pon 9:03, 28 Lut 2011 Powrót do góry

ad. Ps. trafione w dziesiątkę Smile ale takie rozstrzygnięcie było przecież do przewidzenia Wink Oscary są dość przewidywalne Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agropol
Moderator



Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 1398 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dydybongidągidydągi

PostWysłany: Pon 11:50, 28 Lut 2011 Powrót do góry

Nikt nigdy się nie interesuje, ale kazdy 3 grosze dorzuci Razz

Napisze napisze o cyganach, lenon. momentu wytchnienia potrzebuje


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)