Forum forum anglistow Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 "THREE FONZIES" - scenariusz Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Pon 14:07, 14 Wrz 2009 Powrót do góry

SCENA 30:
(Ludzie Quentino wchodzą do magazynu, Samuel stoi przy martwym Taco, podbiegają do niego kumple)

Tim:
Nie żyje?

Samuel:
Nie, odpoczywa. Jasne, kurwa, że nie żyje.

Tim:
Heh, dobrze mu tak, zasłużył…

(Słychać w tle Benicio)
Benicio:
Zabezpieczyć teren. Sprawdźcie tamte skrzynie.

Harvey:
Co robimy?

Samuel:
Ja… mam ochotę posiedzieć tak chwilkę… (znowu „odpływa”)

(Podchodzi do nich Benicio, z wycelowanym gnatem)

Benicio:
Kurwa, a wy to kto?

Harvey:
Znaleźliśmy się tu przypadkiem, ja mogę wszystko wytłumaczyć.

Benicio:
Przypadkiem?? O tak, lepiej żebyś kurwa miał wytłumaczenie.

Harvey:
Tak, zostaliśmy wzięci za kogoś innego i…

Benicio:
Nie teraz, będziecie się tłumaczyć mojemu szefowi. A temu co? (Wskazuje na nieprzytomnego Sama)

Tim:
Zemdlał. Sanchez postrzelił go w stopę.

Benicio:
Skąd wy znacie Sancheza??

Harvey:
Jak to znamy? Nie zaprasza nas na piwo, nie utrzymujemy z nim kontaktów towarzyskich. Wąsacz chciał nas zabić!

Luis: (w tle)
Benicio, mamy towar!

Benicio:
Ładować go do furgonu. Raz, raz!
A wy łapcie waszego kolegę za fraki i za mną do samochodu, zanim nie pojawią się gliny. Pronto!

(Benicio pogania ich pistoletem, wszyscy wychodzą z magazynu, wsiadają do samochodów i odjeżdżają)


SCENA 31:
(Jesteśmy przed rezydencją Quentino, Benicio i kolesie wchodzą do domu)

Benicio:
Czekajcie tutaj.

Harvey:
Noo..

Benicio:
A wy ich pilnujcie. (do kiziorów stojących przy drzwiach)

Samuel:
Nie chcę być natrętny, ale nie macie tu może jakiegoś alkoholu? Ledwo mogę z bólu wyrobić…

Benicio:
Zobaczymy co się da zrobić.

Samuel:
Dzięki.

Benicio:
Nie powiedziałem „ok.”. Nie dziękuj mi jeszcze bo być może nie będzie za co. (uśmiecha się cynicznie i odchodzi)

Samuel: (pod nosem)
Kutas.

(Benicio wchodzi po schodach i znika z pola widzenia, kolesie siedzą w holu, Tim wyciąga i zapala papierosa)

Harvey:
Nie szkoda ci kasy na ten szajs?

Tim:
Może trochę.. najgorsze jest to, że cały czas skurwysyny drożeją. Kiedyś to się nawet cieszyłem, że drożeją bo myślałem, że matka przestanie palić, ale ona nie przestała i do tego ja zacząłem heh. Jak myślicie, co z nami zrobią?

Harvey:
Zabiją? Będą torturować? Nie wiem, jakoś mało optymistyczne scenariusze przychodzą mi do głowy.

Samuel:
Jak zawsze.

Harvey:
Wybacz, że nie jestem w sielskim nastroju panie „Positive vibration”, ale mam ku temu powody. Można powiedzieć, że trafiliśmy z deszczu pod rynnę. Co za kariera, poznamy dwóch gangsterskich bossów w ciągu jednego dnia!

Tim:
Cóż, póki co żyjemy.

Harvey:
Ta, dzięki zbiegowi okoliczności pod postacią ludzi Quentino.

Tim:
Było źle, ale nie beznadziejnie. Miałem jeszcze ostateczny plan ucieczki.

Harvey:
Plan? Jaki?

Tim:
Najpierw poprosiłem Sancheza o papierosa, tak żeby mógł mnie rozwiązać. Wiedział, że po tym jak mu powiem to co wiem, a spodziewał się dobrych wiadomości, zastrzeli nas wszystkich. Czemu więc miałby odmówić mi spalenia ostatniego fajka przed śmiercią?

Harvey: (zaciekawiony)
I co dalej?

Tim:
Potem zamierzałem w decydującym momencie rzucić się na Taco i skierować broń na Sancheza, tak by go zastrzelić. Potem zabrać mu broń i zastrzelić jego, a potem zastrzelić pozostałych meksykańców.

Harvey: (zdumiony)
I to wszystko?? To był kurwa twój genialny plan?!? Długo nad nim myślałeś??

Tim:
Wybacz, ale nie było czasu na myślenie! Zawsze to była jakaś opcja, co miałem do stracenia, hm?

(Harvey zrezygnowany siada na kanapę obok cierpiącego Samuela)

Samuel:
Wszystko jedno co z nami będzie, byle bym już nic nie czuł kiedy to będzie miało miejsce…


SCENA 32:
(Jesteśmy w pokoju Quetino, wchodzi do niego Benicio)

Quentino:
I jak poszło?

Benicio:
Sanchez zdołał uciec, ale mamy towar. Jednakże teraz mamy inny problem. A raczej bardziej sytuację niż problem.

Quentin:
Michael wciąż się nie odzywa, prawda?

Benicio:
No, senor.

Quentin:
Powiedz mi Benicio, czy uważasz że Michael to mój prawowity syn?

Benicio:
No sabro, senor

Quentin:
Albo jakimś cudem spłodziłem kretyna, albo moja była żona puściła się z gamoniem. Ten palant nosił non stop ze sobą dowód osobisty, uwierzysz w to? Zawsze wyglądał wiele młodziej niż na swój wiek więc musiał zabierać dowód, żeby kupić alkohol i tak mu zostało. Niewiarygodne… Ale mówiłeś coś o jakiejś sytuacji.

Benicio:
Tak, mamy gości. W magazynie było trzech nieźle poobijanych chłystków, wygląda na to że Sanchez ich tak zgnębił.

Quentino:
Hmm, ciekawe. Przyprowadź ich.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Pią 20:29, 18 Wrz 2009 Powrót do góry

SCENA 33:
(Kolesie siedzą dalej w holu)

Samuel:
Jak to się wszystko skończy, to wezmę prysznic, zabandażuję tą jebaną stopę, a potem odpalę bongo, ściągnę największą chmurę w swoim życiu i jebnę się na łóżko z browarem.

Tim:
Ktoś ci powinien kiedyś przypierdolić za to, że czytasz w moich myślach. (śmieją się)

(Po schodach schodzi Benicio, w ręce ma butelkę Metaxy)

Benicio:
Trzymaj. (daje Metaxę Samuelowi)

Samuel:
Uuu, dzięki. (Bierze siarczystego łyka. Potem kilka kolejnych.)

Benicio:
Mój szef chce was widzieć. Za mną. (rusza w kierunku schodów. Samuel bierze jeszcze łyka i podaje butelkę kolegom, którzy też ‘raczą’ się trunkiem. Benicio po pewnym czasie odwraca się by ich pogonić)
Pronto!

Samuel:
Już już, przepraszam za moje tempo. Normalnie zamiatam nogami jak Usain Bolt, ale akurat przytrafił mi się mały uraz. (Samuel podnosi się z kanapy i koledzy znowu muszą mu pomóc w dotarciu do celu. Podczas podnoszenia się z kanapy jednak, niezauważenie, Samuelowi wysuwa się z kieszeni portfel z napisem „Bad motherfucker” i ląduje gdzieś między poduchami kanapy… Zbliżenie na portfel. Cięcie. Jesteśmy w pokoju Quentino)

Quentino:
Witam panów, jestem Quentino de Olivieira. Nie ma sensu tego ukrywać bo pewnie już zdążyliście się domyślić, prawda?

Harvey:
Tak.

Quentino:
To dobrze. Omijając ceregiele, pozostaje mi więc zadać pytanie co robiliście w magazynie Sancheza i kim wy w ogóle kurwa jesteście?

Harvey:
Może ciężko w to uwierzyć, ale znaleźliśmy się tam zupełnie przypadkiem, Sanchez wziął nas za kogoś innego, myślał że pracujemy dla pana.

Quentino: (zdziwiony i rozbawiony)
Dla mnie??

Harvey:
Tak. Szliśmy ulicą kiedy ludzie Sancheza wsadzili nas do samochodu i zawieźli do tego magazynu. Myśleli, że znamy pańskiego syna Michaela, którego nigdy nie widzieliśmy i pytali, bardzo dociekliwie, o jakiś klucz, o którym nie mamy zielonego kurwa pojęcia.

Quentino: (Poważnieje na wiadomość o kluczu)
Hmm… Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę?

Harvey:
A dlaczego miałbym kłamać? Jesteśmy zwykłymi kolesiami, a nie żadnymi gangsterami!

Quentino:
Skoro Sanchez was porwał to chyba musiał mieć jakiś powód.

Harvey:
Nie wiem dlaczego nas porwał. To mógł być po prostu zwykły przypadek, zbieg okoliczności. Czy takie nie istnieją? Czy Sanchez jest, kurwa, taki nieomylny?

Quentino:
Nie bluźnij w moim domu młody człowieku!

Harvey:
Przepraszam…

Quentino:
Załóżmy, że mówisz prawdę. Jaki mam powód żeby nie pozbyć się was wszystkich?

Harvey: (zrezygnowany)
Kurwa…

Quentino:
Mówiłem żebyś nie bluźnił.

Harvey:
Przepraszam…

Benicio: (do Quentino)
Ten z przestrzeloną stopą zastrzelił Taco.

Quentino: (zdumiony)
Zastrzeliłeś Taco? Dlaczego?

Samuel:
Nie przypadł mi do gustu. (uśmiecha się szeroko, widać, że Metaxa trochę pomogła i Sam jest nieźle ‘znieczulony’)

Quentino:
Ha, ha. Dobrze mu tak. Nie wiesz ile krwi napsuł mi ten plugawy pies. I zastrzelił go taki młodzian, sam bym tego lepiej nie zaplanował. Benicio wezwij naszego doktorzynę, niech poskłada trochę chłopaka. Słuchajcie, nic wam nie zrobię bo nie zabijam ludzi, ja tylko sprzedaję mydło, prawda? Chyba nie muszę dodawać, że nigdy was tu nie było i nie byliście świadkami dzisiejszych zdarzeń?

Harvey:
Nie, proszę pana.

Quentino:
Dobrze, a teraz spierdalajcie. I jak was nie będzie, to niech was nie będzie, albo będzie.. po was. Jasne?
Zaczekajcie przy schodach, zaraz ktoś do was przyjdzie.

(Tim, Harvey i Samuel opuszczają pokój mafijnego bossa)

Benicio:
Nie wiem czy to dobry pomysł puszczać ich wolno i w dodatku im pomagać, senor.

Quentino: (prowokacyjnie)
Tak, a to dlaczego?

Benicio:
Trochę za dużo zbiegów okoliczności i przypadku jak na jeden dzień przyczepiło się do tych gówniarzy.

Quentino:
Dokładnie. Jest na to odpowiednie słowo: „podejrzane”. Sanchez szuka klucza, ale go nie ma. Muy bien.. Michaela, który go ma, nie ma w ogóle. Muy mal.
A tę kózkę kazałem poskładać żeby mogła skakać, dopiero wtedy okaże się jak wysoko będzie chciała podskoczyć. Posiedź im na karku przez jakiś czas, może nie są takimi przypadkowi frajerami na jakich wyglądają. Przyjaciół trzeba mieć blisko, ale wrogów jeszcze bliżej.


SCENA 34:
(Widzimy idących po ulicy kolesi, kończących Metaxę)

Tim:
Uwierzycie w to? Znowu nam się opiekło

Samuel:
Ta, staruszek okazał się całkiem miłym gościem. Jeszcze pomógł mi z nogą.

Tim:
No właśnie, aż za miłym.

Harvey:
Dokładnie. Mógł nas zamieść pod dywan jak stary paproch, a puścił nas wolno. Coś tu nie gra.

Samuel:
Fakt, to nieco dziwne, ale co zamierzacie z tym zrobić? Wrócić i zapytać czy jest pewien swej decyzji? Quentino nas puścił, Sanchez pewnie schował się w swej norce i liczy straty więc wygląda na to, że mamy spokój. Przynajmniej na razie.

Harvey:
Sam w to jeszcze nie wierzę, ale jakoś się nam upiekło. To teraz pozostaje nam zalać pałę he, he.

Samuel:
Popieram.

Tim:
Jeszcze nie po wszystkim, zapomnieliście o kluczu.

Harvey: (zaskoczony)
Co?

Tim:
No o kluczu, którego chciał od nas Sanchez.

Harvey:
Kurwa, chcesz mi powiedzieć, że wtedy, w magazynie Sancheza mówiłeś poważnie??

Tim:
Myślisz, że miałem czas na wymyślanie jakichś durnych historyjek?

Harvey:
Czekaj, niech to dobrze zrozumiem. Kiedy obszukiwałeś Michaela, znalazłeś kluczyk po czym włożyłeś go z powrotem do jego kieszeni nic nam nie mówiąc??

Tim:
Powiem ci to samo co Sanchezowi: Po chuja mi jakiś kluczyk chuj wie do czego!? Zresztą, też byś nic ciekawego z tym jebanym kluczem nie zrobił, geniuszu.

Harvey:
Jak wyglądał?

Tim:
Jak klucz. (ironicznie)
Nie wiem, był dość mały. Raczej nie służył do otwierania drzwi. Zresztą, po co Ci to teraz? Przecież ci nie ucieknie. Poza tym, gdybym powiedział wam o kluczu, byłby teraz w rękach Sancheza, a my pewnie bylibyśmy już martwi.

Harvey:
A niby skąd to wiesz? Jeśli twoja umiejętność przewidywania jest równa umiejętności wymyślania genialnych planów to szczerze wątpię, że tak właśnie by było.

Tim:
Tak? Ciekawe czy byłbyś taki autentyczny przy Quentino gdybyś znał prawdę!

Samuel:
Spokojnie, kurwa. Zachowujecie się jak banda czarnuchów na koksie. Później będziemy myśleć o kluczu, teraz muszę wyluzować po najbardziej popierdolonym dniu w moim życiu. Jeśli kolejne dni będą takie jak dzisiejszy i wczorajszy to będę mógł mówić o najbardziej popierdolonym tygodniu. Więc skończmy to pieprzenie i zacznijmy szukać nocnego.

(Kumple wyglądają na przekonanych.)

Harvey: (wyjmuje telefon)
Zadzwonię w końcu do Michelle. Już zaczynacie mnie wkurwiać i przyda mi się damskie towarzystwo.

Tim:
Jasne, jasne, jak najbardziej. Ten dzień za długo przypominał gay party. Dlatego nie zapomnij powiedzieć, żeby przyprowadziła ze sobą dwie koleżanki. Nie muszę chyba dodawać, że fajne mają być, co nie?

Harvey:
No jasna sprawa.


SCENA 35:
(Bolki są już przy delikatesach, powoli zmierzają do wejścia)

Harvey:
To co panowie, chyba dzisiaj czeka nas miły wieczór.

Samuel:
Mam nadzieję, że kurewsko miły. Po tym co przecierpieliśmy jak najbardziej się nam należy.

Tim:
Harvey, jak myślisz, fajne laski przyprowadzi ta twoja „Michelle”? (wypowiada to imię na francuską modłę, eksponując przesadnie wargi)

Harvey:
Jeśli będą na tym samym poziomie co ona, to nie macie się o co martwić.

Samuel:
Zadziwiająco łatwo się zgodziła, co?

Tim:
Albo bardzo cię wtedy polubiła Harvey, albo już zaczyna odczuwać brak chłoptasia i swędzi ją szpara. (śmieją się z Samem)

Harvey:
Myślisz, że brak mi charyzmy albo uroku osobistego w kontaktach z kobietami? Poza tym, nie wyrażaj się tak o…

Tim:
Twojej dziewczynie? Żonie? Daj spokój, spędziłeś z nią tylko trochę czasu w dyskotece.

Harvey:
Tak, ale nie miałeś nigdy wrażenia, że niezależnie od tego jak krótko kogoś znasz, wydaje ci się, że ta osoba jest ci bardzo bliska?

(Wchodzą do sklepu, Samuel sięga do kieszeni po portfel, ale od paru ładnych chwil już go tam nie ma)

Samuel:
Kurwa…

Harvey:
Co jest?

Samuel:
Nie mam portfela.

Harvey:
Nie dygaj, założymy za ciebie.

Samuel:
Nie o to chodzi. Wydawało mi się, że miałem go ze sobą. Nie muszę chyba wspominać, że chodzi o ‘ten’ portfel?

Tim:
Pewnie zostawiłeś go w domu. Dostałeś tyle bęcków, że już ci się we łbie pieprzy.

Samuel: (nieprzekonywująco)
Możliwe…

(Podchodzą do lady)

Harvey:
Kratkę jakiegoś z importu i dwie butelki Malibu.

Tim: (nieco zgorszony, tak jakby Malibu było najbardziej pedalskim drinkiem na świecie Wink )
Malibu??

Harvey:
Dla dziewczyn głąbie.

(Ekspedientka patrzy na nich ciężko zszokowana ich wyglądem i zamówieniem. Chłopaki, nieprzyzwyczajeni do tego jak właśnie wyglądają, są zaskoczeni reakcją ekspedientki. Dopiero Harvey orientuje się o co chodzi.)

Harvey:
A, i jeszcze paczkę plasterków. (Uśmiecha się szeroko, prezentując przerwę w uzębieniu, gdzie jeszcze niedawno była jego ‘dwójka’. Cięcie)


SCENA 36:
(Kolesie są już w domu Samuela, widzimy jak gospodarz upycha zioło do bongo, w tle leci Black Uhuru i utwór „Sensimilla”. Przenosimy się do łazienki, Tim i Harvey myją w zlewie zakrwawione twarze)

Tim: (przemywa twarz i patrzy w lustro)
Wiesz co? Z tymi obitymi twarzami nie wyglądamy zbyt zachęcająco…

Harvey:
Noo… Trzeba coś z tym zrobić. Tylko co?

Tim:
Nie wiem, nie codziennie robią mi z mordy masarnię.

Harvey: (zastanawia się chwilę)
Hmm… Jak coś to jesteśmy początkującymi bokserami i obili nas tak na treningu.

Tim:
Bokserami? Czy ja ci wyglądam na boksera?

Harvey:
Daj spokój, nie każdy bokser musi wyglądać jak Mike Tyson. Są też niższe kategorie wagowe. Zresztą, to tylko taka tymczasowa ściema.

Tim: (wycierając dokładnie twarz i ręce)
Ok.
O kurwa, zafajdałem Samuelowi krwią jego ręcznik, myślisz, że się wkurwi?

Harvey:
Nie wiem, ale ja bym za bardzo się nie cieszył z tego, że mój ręcznik przypomina wielką, podpaskę.

Tim:
Heh, chodźmy po browar.

(Pospiesznie wychodzą z łazienki, Samuel odpala faję i zaciąga się dymem)

Harvey:
Już palisz? Z tego co wiem kolejność miała być inna, prysznic, bandaż, a potem chmura.

Samuel: (wydmuchuje dym)
Nie masz dziury w nodze więc łatwo ci mówić. Ta chmura jest czysto znieczuleniowa, dopiero następna będzie przyjemnościowa.

Harvey:
Spoko, spoko, nic mi do tego.

Samuel: (pod nosem)
To na chuj w ogóle komentujesz?

(Wszyscy otwierają piwo, Samuel przekazuje bongo Timowi)

Harvey: (do Tima)
A ty co, też musisz się znieczulić?

(Tim wydmuchuje dym i oddaje faję Samuelowi)

Tim:
Nie mogę przecież zostawić kumpla w potrzebie. (śmieją się)

Samuel:
Dobra, ja spadam pod prysznic.

(zaciąga się z bongo, bierze swoje piwo i idzie do łazienki.)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Bush_Docta' dnia Pią 20:40, 18 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Nie 21:27, 25 Paź 2009 Powrót do góry

SCENA 37:
(Widzimy Samuela pod strumieniem gorącej wody gdy odwiązuje namoknięty bandaż odsłaniając zszytą stopę. Pozostałości cieknącej krwi mieszają się z bieżącą wodą i spływają w odpływie. Retrospekcja - kompletnie blady i zmarnowany Sam leży na łóżku, "nadworny" znachor Quentino de Olivieiry odsłania jego ranę, z której od razu tryska krew.)

Znachor:
Co my tu mamy? Uuu, nieźle, nieźle młodziaku. Zakładam, że grasz w piłkę.

Samuel:
Gram.

Znachor:
I pewnie przez wszystkie lata grania nie nabawiłeś się niczego podobnego, co?

Samuel:
Heh, nie.

Znachor:
Może do wesela się zagoi.

(Uśmiecha się szeroko w międzyczasie oczyszcza nieco ranę, a po chwili wbija strzykawkę w stopę Sama)

Samuel:
Au! Co to?!

Znachor:
Na twoje nieszczęście kula utkwiła w stopie i trzeba będzie ją wyjąć. (bierze z półki szczypce) Dałem ci znieczulenie miejscowe, ale skłamałbym jeśli powiedziałbym, że to załatwi sprawę i nie będzie boleć. Bo, wręcz przeciwnie, będzie cholernie boleć. Dlatego lepiej się przygotuj. (uśmiecha się do Sama, ten bierze siarczysty łyk Metaxy.)
(Do chłopaków) A wy nie stójcie tak. Złapcie go w razie gdyby się szamotał.

Samuel: (przerażony)
O kurwa... (Chłopaki niepewnie podchodzą do przyjaciela)

Znachor:
No to zaczynamy.
(Zaczyna dłubać szczypcami w ranie. Zbliżenie. Sam zaczyna krzyczeć i wierzgać)
Nie tarmoś się...
Nie tarmoś się!

(Samuel mdleje z bólu. Kamera odjeżdża na bok prezentując nam gołą ścianę, z offu słychać odgłosy pracy lekarza. Moment później robota jest skończona, w kadrze pojawia się Znachor prezentując kulę zaciśniętą w szczypcach.)

Znachor: (z dumą, przyglądając się pociskowi)
Mam cię mała dziwko.

(Doktor opuszcza kulką do małej miednicy. Odgłos uderzenia. Dokładnie w tym samym momencie oczy Sama się otwierają i ponownie jesteśmy w kabinie prysznicowej. Gospodarz zakręca wodę i sięga po ręcznik, ale zamiast czystego i suchego znajduje go całego ubabranego krwią.)

Samuel:
Hmm, a to chuje.


SCENA 38:
(Bolki doprowadziły swoje twarze do jako takiego porządku, Samuel schnie na fotelu.)

Samuel:
Możecie mi wyjaśnić co, do kurwy nędzy, stało się z moim ręcznikiem?

Tim:
Jakim ręcznikiem?

Samuel:
Nie zgrywaj się, dobrze wiesz o czym mówię.

Harvey:
Daj spokój Sam, to tylko pieprzony ręcznik, oddam ci jeden ze swoich.

Samuel:
Nie chcę twojego nawet jeśli zrobiony byłby z egipskiej bawełny. Chodzi o to że zrobiliście z niego zwykłą ścierę, a to był mój ulubiony!

(Słychać dzwonek do drzwi, który ratuje Tima i Harveya przed gniewem kolegi)

Harvey:
To pewnie dziewczyny.

(Chłopaki idą do przedpokoju, Harvey otwiera drzwi, do mieszkania wchodzi Michelle wraz z dwiema koleżankami. Wszyscy witają się i przedstawiają się sobie, dwie koleżanki Michelle to Uma i Patricia.)

Michelle:
Jezu, co wam się stało??

Harvey:
Eee, byliśmy na treningu bokserskim. Stoczyliśmy kilka walk jako sparingpartnerzy.

Michelle:
Wyglądacie jakby to było kilkanaście, a nie kilka.

Harvey:
Dopiero zaczynamy, początki zawsze są trudne. (Harvey próbuje się usmiechać, ale zamiast uśmiechu wychodzi mu dziwaczny grymas)

Patricia:
Nie wyglądacie na bokserów.

Tim: (patrząc wymownie na Harveya)
Tak, wiem. Mówiłem mu to samo, ale się uparł. Chłopak jest niesamowicie ambitny. (nieco ironicznie)

Harvey:
Heh. Zapraszam do salonu.

(Wszyscy wchodzą do salonu, Samuel człapie za nimi. Dziewczyny zwracają uwagę na jego nogę, ale najwyraźniej zamierzają nie zasypywać, dopiero co poznanych kolegów, masą pytań, ponieważ kwitują ten fakt milczeniem. Przerywa je Uma.)

Uma:
O fajnie. To Marley, prawda?

Samuel:
Tak. Słuchasz jego muzyki?

Uma:
No pewnie, to król.

Samuel:
Mam całkiem pokaźną kolekcję płyt, może ci się spodobać. Pokażę ci potem, jeśli zechcesz. (Mówi to w taki sposób, że nie jesteśmy pewni czy owa kolekcja płyt jest koniecznie tym co Samuel chciałby pokazać Umie. Wink )

Uma: (uśmiecha się)
Zobaczymy.

Harvey: (do Michelle)
Dzięki, że przyszłyście.

Michelle:
Nie ma sprawy. Wczorajszy wieczór miałam wolny, dzisiejszy też. Michael mnie nigdzie nie zabrał. Pamiętasz Michaela, prawda?

Harvey: (udaje, że próbuje sobie przypomnieć)
Hmm, Michael... Michael...

Michelle: (pytającym tonem)
Prawie cię nie pobił gdy byliśmy w dyskotece.

Harvey:
A tak! Jasne, że pamiętam. Jak mógłbym zapomnieć takiego uroczego gościa. (uśmiecha się szeroko i cynicznie)

Michelle:
Hi, hi no tak. Ale skończmy już o nim. Pewnie jest u innej.

Harvey:
Możliwe.

(Harvey uśmiecha się w duszy)

Tim:
Harvey, Samuel, idziemy do kuchni po napoje dla pań.

(Dziewczyny zostają w salonie, a kolesie idą do kuchni. Atmosfera jest bardzo luźna)

Tim:
Ok, muszę ci to przyznać Harvey. Laski pierwsza klasa. Ta Patricia... widzieliście jej tyłek?

Harvey: (z dumą)
Przecież mówiłem.

Samuel:
Trafiło się ślepej kurze ziarno. Ale nie żebym miał coś przeciwko. Dzisiaj, dzięki Harveyowi, jego ziarno jest naszym ziarnem. Pozwolę sobie użyć wysublimowanej metafory: Dzisiaj dziobiemy to samo ziarno, he, he.

Harvey:
Wy dogadujcie się ze sobą w sprawie, jak to ująłeś, dziobania. Michelle jest zajęta.

Tim:
Ja zajmę się Patricią. Nie wiem jaka jest z charakteru, wydaje się miła. Zresztą, z takim tyłkiem, jakie to ma znaczenie??

Samuel:
Mi pasuje, wasze wybory nie pokrywają się z moim. Być może Uma dostąpi zaszczytu ujrzenia mojej kolekcji płyt.

(śmieją się, są podekscytowani, w końcu mają chwilę, w której nikt nie grozi im śmiercią itp.)

Harvey:
Dziwnie się czuję, chyba niezbyt często jesteśmy jednomyślni.

Tim:
To resztki twojego heteroseksualizmu starają się wyprzeć fakt, że zgadzasz się z innymi chłopcami. Ale nie przejmuj się Harvey, lubimy cię takiego jakim jesteś, jaki byś nie był. (obejmuje Harveya)

Harvey:
To nie było śmieszne. Zresztą, ja przynajmniej mam te resztki, twój heteroseksualizm nie miał nawet szansy obrony, przytłoczony nadmiarem pedalstwa, które uprawiasz.

Tim:
Więc z całym swoim pedalstwem mówię ci: ssij pęto.
Bierzmy browar i chodźmy się dobrze bawić. Jutro mogą nas zastrzelić.

(śmieją się)

Harvey: (wychodząc z kuchni)
Kurwa, to też nie było śmieszne..
Tak się właśnie zastanawiam czy to dobry pomysł żeby tutaj imprezować...

Tim:
Czy ja dobrze słyszę? Harvey się zastanawia czy impreza to dobry pomysł? Chyba naprawdę twój heteroseksualizm ulatnia się jak powietrze z balonu.

Harvey:
Nie w ogóle tylko tutaj głąbie. Co jeśli Sanchez znowu nas porwie? Drugi raz nie będziemy mieć tyle szczęścia...

Tim:
No to gdzie? Na pewno twoja chata odpada. Po wczorajszym nie mam ochoty tam nigdy więcej wracać.

Harvey:
Tak jakbym tam za tobą, kurwa, tęsknił.
Chodzi mi o to, że tacy ludzie jak Sanchez nie mają problemu z dostępem do informacji.

Samuel:
Spoko, o ile nie śledzili nas od wizyty u staruszka, a nie wydaje mi się żeby nas śledzili po tym jak spierdalali w podskokach, nie powinni wiedzieć, że tu mieszkam.

Harvey:
A to czemu?

Samuel:
Bo wynajmuję tę chatę od znajomego, która jest zarejestrowana na znajomego jego znajomego. W każdej bazie danych jest napisane, że dalej mieszkam ze starymi w Phoenix.

Harvey:
Hmm...
Ok, przekonałeś mnie. Chodźmy się skuć, he, he.

(Chłopcy wpadają do pokoju, serwują drinki i przekąski, muzyka stopniowo staje się głośniejsza i zagłusza dialogi. Kamera powoli opuszcza pokój i przenosi się na ulicę. Pod mieszkaniem Samuela widzimy samochód z Benicio za kierownicą. Benicio spogląda na dom, zapala silnik i odjeżdża)


SCENA 39:
Napis na dole ekranu: CZTERY POKOJE - POKÓJ Z PRZESZŁOŚCIĄ.
(Benicio wchodzi do pokoju swojego szefa, boss siedzi w fotelu ze szklaneczką jakiegoś trunku)

Quentino:
I co?

Benicio:
Absolutnie nie wyglądają na profesjonalistów. Powiem więcej, to banda pieprzonych amatorów. Kupili mnóstwo alkoholu, zaprosili jakieś dziewczyny i bawią się w najlepsze.

Quentino:
Hmmm… To trochę dziwne, nie uważasz?

Benicio:
Nie, jeśli naprawdę znaleźli się u Sancheza przypadkiem. Wyglądali na przekonywujących.

Quentino:
Masz rację. I nawet jeśli mówili prawdę mogłem się ich pozbyć i nie mieć tego rodzaju wątpliwości. Tylko, że jestem już stary Benicio. Nie strzelam do każdego kto mi nie pasuje albo kto krzywo na mnie spojrzy. Robiłem tak gdy byłem młokosem, teraz jestem zupełnie kimś innym. Jestem człowiekiem z klasą, muszę mieć pewność zanim kogoś zabiję.

Benicio:
Rozumiem, senor.

Quentino:
Wiesz dzięki czemu doszedłem do miejsca, w którym jestem dzisiaj? Intuición. Instinto. Zawsze potrafiłem prędzej czy później rozpoznać kto ma jakie intencje, kto będzie dla mnie dobry, a kto zły, kto mnie zdradzi, a kto będzie wierny. I zawsze w porę umiałem zapobiec kłopotom. Jak wiesz, raz się pomyliłem i to była najbardziej bolesna pomyłka jaka mogła mi się przytrafić... Ale to stare dzieje.

Benicio:
Bardzo stare szefie, wiele się pozmieniało.

Quentino:
O nie, nie wszystko. Ty wciąż jesteś najlepszym człowiekiem do tej roboty. I co najważniejsze, lojalnym.

Benicio:
Mucha gracias, senor.

Quentino:
Cóż, skoro już jesteśmy w temacie błędów. Akcja w magazynie Sancheza, choć jak najbardziej udana, to zaspokojenie chwilowych potrzeb. Nie zgładziliśmy Sancheza, a znając go, niedługo dojdzie do siebie i znowu będzie poważnym problemem. Dlatego potrzebujemy ostatecznie przechylić szalę na naszą korzyść, potrzebujemy środków, potrzebujemy klucza. Niepotrzebnie powierzyłem tak ważną sprawę Michaelowi. Liczyłem, że nadszedł odpowiedni moment, że podoła, to w końcu mój syn. Nie znalazł się, prawda?

Benicio:
Nie. Rozesłałem wici po całym mieście, od momentu kiedy wyszedł z lokalu nikt go nie widział.

Quentino:
I możliwe, że już nikt go nie zobaczy... Ten kretyn miał taki ognisty temperament, że dopuszczam do siebie najgorsze scenariusze.
Popodglądaj naszych młodzieńców od czasu do czasu. Instynkt, o którym wspominałem, każe mi sądzić, że w swoich wyjaśnieniach trochę wyprali się z brudów. A jeśli się mylę to ich kurwa przeproszę. (uśmiecha się)


SCENA 40:
Napis na dole ekranu: CZTERY POKOJE - POKÓJ SAMUELA.
(Jesteśmy w pokoju Samuela, na ścianie wiszą plakaty różnych zespołów muzycznych, te filmowe oraz jeden przedstawiający Mona Lisę z jointem w dłoni. Na biurku stoi faja wodna, obok stojaki z płytami Cd.)

Uma:
Widzę, że szanujesz zieleń.

Samuel:
O tak, lubię... kolor zielony.

Uma:
Jasne, jasne.

(Samuel puszcza jakiś klimatyczny kawałek Marleya, np. „Natural Mystic”)

Samuel: (zgryźliwym tonem)
A co, zażywasz nielegalnych środków psychoaktywnych?

Uma:
Czasem. Wiesz, w moim rodzinnym domu mamy taką fajną indyjską faję, kilka osób może palić jednocześnie.

Samuel:
Spoko, zawsze chciałem sobie taką sprawić. Paliłaś z niej kiedyś?

Uma:
Niee, z tej nie. Nie jest moja tylko matki. Wolałabym się przy niej z tym nie afiszować. Ona jest zafascynowana kulturą Indii, kiedyś tam była i taką przywiozła.

Samuel:
Nieźle, masz oświeconą starszą.

Uma:
Wątpię żeby z niej cokolwiek paliła, stoi tylko w salonie ze względu na walory estetyczne. Faktycznie, świetnie wygląda.

Samuel:
A wiesz, że kultura rastafariańska ma sporo wspólnego z Indiami?

Uma:
Tak?

Samuel:
Mhm. Niektóre wierzenia przywieźli na Jamajkę hinduscy niewolnicy, ci sami sprowadzili tam ganję. Noszenie dreadów też prawdopodobnie pochodzi z Indii.

Uma:
Sporo o tym wiesz. Powinieneś pogadać z moją matką, dogadalibyście się.
A wiesz co jeszcze pochodzi z Indii?

Samuel:
Nie, ale zaraz się dowiem, prawda?

Uma:
Kamasutra.

Samuel:
He, he. Faktycznie, że też wcześniej o tym nie pomyślałem.

(Samuel i Uma patrzą sobie głęboko w oczy)

Samuel:
Masz bardzo ładne oczy.

Uma:
Wiem. Dziękuję.
(dotyka palcem jednego z siniaków na twarzy Samuela)
Boli?

Samuel:
Nie w tym momencie.

Uma:
Wiesz co? Uwielbiam facetów z bliznami.

(Głębokie spojrzenie kończy się łapczywym pocałunkiem)


SCENA 41:
Napis na dole ekranu: CZTERY POKOJE - POKÓJ GOŚCINNY.
(Tim i Patricia siedzą na kanapie)

Tim: (rozkłada się wygodnie o oparcie, i mówi do siebie)
Ale mam teraz chill-out.

Patricia:
Słucham? (po chwili) Wiesz, nie wiem czy mi się dobrze wydaje, ale jesteś na niezłym haju. I patrząc teraz na ciebie chyba nawet ci zazdroszczę. (uśmiecha się)

Tim:
He, he bardzo dobrze ci się wydaje. Ty nie palisz, prawda?

Patricia:
Nie palę. Ale od jakiegoś czasu chcę spróbować.

Tim:
A kiedy planujesz?

Patricia:
Kiedy będzie okazja. Jakoś specjalnie jej nie szukam.

Tim:
Jakbym przyniósł sprzęt za chwilę to uznałabyś to za okazję?

Patricia:
Sprzęt?

Tim:
W sensie palenie, trawkę. Więc?

Patricia: (uśmiecha się zalotnie)
Nie wiem, chyba tak.

Tim:
Poczekaj minutkę, ok?

(Cięcie. Widzimy dłoń pukającą do drzwi. Za chwilę pojawia się w nich Samuel)

Samuel:
Co jest?

Tim:
Sprawa jest.

Samuel:
Ta? Jaka?

Tim:
Sprzętu mi na gwałt potrzeba, nawet może dosłownie. (śmieją się)

Samuel:
Spoko, zapraszam do mojego biura. Coś się może znajdzie.

(Obaj wchodzą do pokoju, Samuel otwiera szafkę, wyciąga z niej jointa i z powrotem kolesie wychodzą. Wszystko to przy siedzącej na podłodze Umie.)

Samuel:
Masz, skręciłem na dziś wieczór, ale chyba mam już dość.

Tim:
Thanks.

Samuel:
Ej, a co ty kombinujesz? Ta Patricia też coś tam teges?

Tim:
Inicjację będzie przechodzić. Może nawet dwie he, he.

Samuel:
Co, dziewica?!

Tim:
Nie, no co ty.
W sumie to nie sprawdzałem, ale bądźmy realistami.. z takim tyłkiem.

Samuel:
Spoko, tylko jej tam za bardzo nie upal. Miłego wieczoru.

Tim:
Luz. (odchodząc wesoły) Siappadibiduatta..

(Samuel wraca do swojego pokoju. Tim do „swojego”)

Tim:
Nie szukałaś okazji, ale to ona znalazła ciebie. (Siada przy Patricii i odpalając blanta mówi do siebie) Let’s get this party started.
(zaciąga się i podaje koleżance) Nie obawiaj się, będę twym przewodnikiem i pasterzem. (śmieje się)

Ściemnienie.
Napis: 15 MINUT PÓŹNIEJ.
(Tim leży na kanapie, głowę ma na udach Patricii, chichoczą do siebie)

Tim:
Wiesz, podobno orgazm na haju jest jeszcze lepszy.

Patricia:
Tak?

Tim:
Podobno. Jak się nad tym zastanawiam, to zadziwiające, że jeszcze nie sprawdzałem. Ale chciałbym. Kiedyś…

Patricia:
To jakaś aluzja?

Tim:
Nie. Po prostu głośno myślę, daję się ponieść swobodnemu przepływowi myśli. Sama nie chciałabyś spróbować? (uśmiecha się)

Patricia:
Nie wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Dopiero przed chwilą dowiedziałem się jak to jest, ale to może być interesujące.

Tim:
Popatrz, trawka wzbogaca doznania, muzyka jest przyjemniejsza, jedzenie smaczniejsze i w ogóle świat jest bardziej "kolorowy". Zidiociali laicy myślą, że po paleniu jest różowy i że zobaczysz wtedy słonie tego samego koloru. Albo zupełnie odwrotnie, że złapiesz paranoję i będziesz chciał skakać z okna. (pauza) Widzisz różowe słonie?

Patricia:
Nie, nie widzę różowych słoni panie przewodniku.

(śmieją się)

Tim:
Pokażę ci o co mi chodzi. Jeśli cię teraz pogłaskam po udzie to będzie to przyjemniejsze niż zazwyczaj.

Patricia:
Dlaczego zazwyczaj? Nigdy mnie nie głaskałeś. (zachęcająco)

Tim:
Źle to ująłem, przyjemniejsze niż w normalnym stanie. Ale żeby nie być gołosłownym...
(Tim delikatnie głaszcze Patricię po udzie) I jak, przyjemniej?

Patricia:
Nie wiem czy przyjemniej.. Wiem za to, że bardzo przyjemnie…

(Tim patrzy rozżażonym wzrokiem na Patricię)

Ściemnienie.


SCENA 42:
Napis na dole ekranu: CZTERY POKOJE - POKÓJ ZWIERZEŃ.

Michelle:
Kto wam to zrobił? Bo chyba nie sądzisz, że uwierzę w historyjkę z treningiem bokserskim.

Harvey:
Nie mogę powiedzieć, to wszystko jest zbyt popieprzone.

Michelle:
I jestem za głupia żeby zrozumieć, tak?

Harvey:
Nie pomyślałem w ten sposób. Ech, na pewno chcesz wiedzieć?

Michelle:
Tak.

Harvey:
Źli ludzie. Bardzo źli ludzie nam to zrobili.

Michelle:
Źli ludzie?

Harvey:
Tak.

Michelle:
Aha. No tak, to wszystko wyjaśnia. Dzięki za szczerość. (ironicznie)
Ty chyba naprawdę masz mnie za idiotkę! A może bierzesz mnie za dziewczynę na jedną noc, co?? (poruszona)

Harvey:
Nie, nie mów tak. Mimo tego, że ledwo się znamy, czuje się przy tobie całkowicie swobodnie. Dawno się tak nie czułem przy dziewczynie... (pauza) Ok, powiem ci.

Michelle:
Słucham.

Harvey:
Ale musisz mi obiecać, że zareagujesz spokojnie, ok.?

Michelle:
Nie mogę ci tego obiecać, nie wiem co usłyszę. Jeśli powiesz mi coś czego się nie spodziewam, mogę zareagować impulsywnie.

Harvey:
Heh, dobra, nieważne. Tak czy siak, muszę ci powiedzieć skoro siedzimy tu sami. Chodzi o Twojego chłopaka, Michaela..

Michelle:
O nie.., ten debil chce ci spuścić manto za to, że podpadłeś mu w barze?!

Harvey:
Niezupełnie, on już za wielu osobom życia nie uprzykrzy.. Nie żyje…

Michelle: (zszokowana)
Jak to?

Harvey:
Wpadł do mnie z bronią więc co mieliśmy robić?! Chciał mi posłać dwie kulki, a wyszło tak, że sam je dostał. A to (pokazuje twarz) i cała reszta to jakieś wielkie nieporozumienie z tym związane.
(Michelle zaczyna płakać)
Czemu płaczesz? Przecież widziałem jak cię traktował ten gbur. Tęsknisz za nim? Powiedz, naprawdę będziesz tęsknić za tym palantem, który chciał mnie zabić?!

Michelle: (ociera łzy)
Nie, po prostu to co zrobiłeś...

Harvey:
Co?!

Michelle:
…było takie romantyczne.. (rzuca mu się do szyi)


SCENA 43:
(Kamera skierowana na drzwi pokoju, w którym znajdują się Tim i Patricia. Nagle drzwi otwierają się i z pokoju wychodzi Tim, zamyka drzwi za sobą i powolnym krokiem zmierza do pokoju Samuela. Kamera podąża za Timem, cała scena nakręcona jest jednym ujęciem. W jej czasie w tle leci kawałek „Sunshine of your love” Cream. Tim puka do drzwi i zaraz otwiera mu kumpel.)

Samuel:
Kurwa, co znowu?

Tim:
Sprawę mam.

Samuel:
Człowieku, jestem zajęty, mógłbyś mi co chwilę nie zawracać dupy? Co, trawy ci zabrakło?

Tim:
Nie, nie to. Potrzebuję, wiesz…gumki.

Samuel: (zaczyna się wygłupiać)
Uuuuuu. Czyżby komuś miało się poszczęścić?
Zaczekaj. (wraca do pokoju i znowu wychodzi) Masz. (Wręcza mu opakowanie z prezerwatywą)

Tim:
Dzięki.

Samuel:
Następnym razem myśl wcześniej, jak zwykle, kurwa, nie wiesz co się dzieje he, he.

Tim:
Może tylko z pozoru, w rzeczywistości wiem bardziej niż kiedykolwiek.

Samuel:
Jasne, jasne. Tak właściwie to nie wiem po co ci ta gumka, i tak ci w tym stanie nie stanie..

Tim: (zastanawia się)
Hmm, wiesz, nie gniewaj się...

Samuel:
Za co?

Tim:
Za to, że ci trochę rozpierdolę łóżko w gościnnym. Musiałbyś mieć naprawdę solidne żeby przetrzymało to co je za chwilę czeka.

Samuel:
Taa, jedyne co potrafisz rozpierdolić to butelka z piwem albo bongo.

(śmieją się w głos)

Harvey: (słychać wołanie z salonu)
Możecie być trochę ciszej??

Tim:
Oho, Harvey chyba się nie może skupić, ten to ma dopiero problem (znowu wybuchają śmiechem)

Harvey:
Zamknąć się kurwa!!

Tim:
Jak możesz tak bezczelnie nabijać się z kolegi Sam? Bezczelność po prostu, chamstwo i perfidia. (śmieją się ponownie)

Samuel:
Dobra, ja wracam do Umy, a ty jeszcze raz tu dzisiaj zawitasz to dostaniesz jedynie kopa w dupę. Nara.

Tim:
Spoko, możesz być pewien, że za szybko tu nie wrócę.

(Odchodzi, kamera znowu podąża za nim, Tim otwiera drzwi)

Tim:
Witam panią ponownie, chyba nic nie przegapiłem?

Patricia:
Nie, raczej nie. Najlepsze dopiero przed panem…

(Tim wchodzi do pokoju i zamyka drzwi, kamera wciąż znajduje się za nim. Nagle operator potyka się i wywraca, z jego ust wymyka się „kurwa!”, następuje ciemność, zostaje tylko dźwięk. Po chwili słychać sapanie, jęki, cmoknięcia i podobne dźwięki adekwatne do sceny erotycznej Wink )





I co Wujo, zadowolony? Razz Ktoś w końcu sobie zaruchał Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Bush_Docta' dnia Pią 18:35, 20 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
agropol
Moderator



Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 1398 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dydybongidągidydągi

PostWysłany: Wto 20:16, 03 Lis 2009 Powrót do góry

Zaruchał? Było coś o seksie?
Scenariusz spoko. Płynnie się czyta, akcja logicznie trzyma się kupy, tylko te bajery mało wysublimowane. Michelle rzuca się na szyje, uznając za romantyczne rozbicie jej dotychczasowego fagasa? Łee, sci-fi. Na Marleya można. Mogłeś nawiązać do samego Boba, który w temacie kontaktów damsko-męskich też trochę działał Wink Acha. Parę razy nastąpiła mała konsternacja, jeśli chodzi o dialogi. "Ssij pęto"? Taka odzywka pojawia się między kolegami w gimnazjum, a nie bolkami aspirującymi do miana bad motherfuckers Wink Ale ogólnie w porządku. Chwała ci za to, ze spisałeś własne pomysły i się dzielisz z publiką. Ja nie wiem, kiedy zbiorę swoje, ale to twój wątek... Czekam na ciąg dalszy. Kiedy będzie koniec? Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Nie 13:26, 08 Lis 2009 Powrót do góry

A co, oczekiwałeś czegoś innego, tak? Ostrego pornucha to szukaj na redtube a nie w moim scenariuszu he, he Razz
No tak, rzuca mu się na szyję. Z dwóch powodów. Pierwszy, którego najwidoczniej nie zauważyłeś: akurat ta kwestia jest zaczerpnięta bezpośrednio z "Prawdziwego romansu". Film oglądałeś, nie przeszkadzało Ci, w moim scenariuszu Ci przeszkadza. Łee, dziwne ;P
Drugi powód być może (bo zawsze mogę zmienić bieg historii Wink ) wyjdzie w praniu, czyt. w dalszym ciągu fabuły.

Wiem, że zgrywasz wielce dojrzałego, ale przecież faceci to wieczni chłopcy, prawda? I może nawet czasami mamy coś mądrego do powiedzenia, ale w gruncie rzeczy wciąż pozostajemy prostakami, żłopiącymi browar i drapiącymi się po jajach, co nie? Wink A Bolki to muthafuckersy z przypadku i z przymusu, wg mnie taki kontrast jest potrzebny bo przecież nie mogą być za twardzi, nie mogą ciągle zgrywać supermanów, czasem muszą rzucić przyziemnym "ssij mi fiuta" gdy brak innych argumentów Very Happy

Anyway, dzięki za opinię i krytykę, jest zawsze mile widziana.
Koniec będzie... kiedyś Razz


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agropol
Moderator



Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 1398 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dydybongidągidydągi

PostWysłany: Nie 15:22, 08 Lis 2009 Powrót do góry

Hehe, no to uderzyłeś po moim ego (znowu). Jeżeli ja uważam sie za wielce dojrzałego, to drżyjcie kobiety Very Happy Źle chyba odczytałeś moją opinię (znowu?). Nie kwestionuje tego, że są faceci, którzy są "prostakami, żłopiącymi browar i drapiącymi się po jajach". Ale nie pisz też, że wszystkie osobniki tej płci wykazują takie cechy. Jak to mówią, nie mierz wszystkich swoją miarą Razz Różnorodność to najlepsza rzecz jaka mogła się przytrafić ludzkości, więc postaci Bolków mogłyby się różnić od tych zwykłych prostaków, o których piszesz. Mogłyby albo i by nie mogły. Ale to w sumie żadna uwaga jeno subiektywne odczucie, które interesuje zapewne mnie i teraz może Ciebie Wink Acha, wspominasz też o przypadkowości sytuacji. Ok, ale pamiętaj, że ta przypadkowość może czasem zamienić zwykłego prostaka w rasowego chu*a Wink
Ps. Nie widzałem "Prawdziwego Romansu", więc zarzut bezpodstawny (znowu?!).


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Pon 19:16, 09 Lis 2009 Powrót do góry

No popatrz, Twojego ego to jak taka tarcza, która aż się prosi by w nią trafić Wink
Hmm, bardziej chodziło mi o to, że wg mnie Bolki nie są ani typowymi prostakami, ani typowymi twardzielami. To zwykli kolesie, którzy próbują sobie radzić w sytuacji, w której się znaleźli i powiedzmy, że jakoś im to wychodzi. Przynajmniej takich chciałem ich stworzyć. Czasem mi się wydaje, że właśnie są zbyt dużymi twardzielami, ale w sumie to taka historia z przymrużeniem oka więc czemu nie.
Wg Ciebie to zwykłe prostaki bez krzty inteligencji? Razz

PS. Ooo, to zmieniam zarzut. Jak mogłeś nie oglądać takiego zajebistego filmu jak "Prawdziwy romans"?! Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Pią 19:15, 20 Lis 2009 Powrót do góry

SCENA 44:
(Jesteśmy w ciemnym pomieszczeniu, postać siedzi w bujanym fotelu i kołysze się nerwowo i niechlujnie. Słychać tylko drażniący odgłos wydawany przez krzesło. Powolny najazd na krzesło z tylnej perspektywy, aż w końcu...)

Postać:
Hijo la puta!

(Krzesło przewraca się na ziemię, jego właściciel w tym samym momencie szybkim, sprawnym ruchem staje na nogi. Postacią okazuje się być Sanchez.)

Sanchez:
Johnny! (milczenie)
Johnny!! (Sanchez mamrocze coś pod nosem)
Puta...

(Johnny wbiega go pokoju)

Johnny:
Tak, szefie?

Sanchez:
Siedzę tak sobie na tym fotelu, bujam się i rozmyślam. Rozmyślam nad tym jak to się mogło się stać, że ludzie De Olivieiry znaleźli się w naszym magazynie akurat wtedy kiedy przygotowany był nowy transport i kiedy ucinaliśmy sobie miłą pogawędką z naszymi gośćmi...

Johnny:
Ktoś go poinformował.

Sanchez:
Jasne, tylko że nie mogli to być ci trzej amigos, nie mieli kiedy i jak. Więc?

Johnny: (pauza)
Nie wiem?

Sanchez:
Ech, dlatego to ja jestem twoim szefem, a nie odwrotnie. Ktoś z naszych musiał sypnąć.

Johnny:
Niee, to niemożliwe.

Sanchez: (podejrzliwie)
Dlaczego?

Johnny:
Ee, nie wyobrażam sobie żeby ktokolwiek mógł szefa zdradzić.

Sanchez: (z ogniem w oczach)
Najwyraźniej mógł. (Zaczyna powoli iść w kierunku Johnny'ego, Johnny zaczyna się cofać) Nie dość, że straciłem narkotyki wartości kilkuset tysięcy dolarów, nie dość, że straciliśmy Taco, nie dość, że muszę się zaszyć na jakiś czas w tej norze, to jeszcze okazuje się, że mamy szczura na pokładzie. Ktoś nam wsadził pogrzebacz w dupę, a ja chcę, nie, ja muszę się dowiedzieć czyje odciski są na rączce. (Johnny jest juz przyparty do ściany, ma strach w oczach) A kiedy już się dowiem kto to jest, wydłubię mu serce... łyżką...

Johnny: (zdziwiony)
Łyżką??

Sanchez:
Tak, łyżką. Tępym narzędziem, żeby bardziej bolało.. (Przytyka palec do klatki piersiowej Johnny'ego). Słuchaj, nie wiesz może kto mógłby być na tyle niemiłym gościem żeby nas zdradzić?

Johnny:
Nie wiem, szefie...

Sanchez:
Na pewno?? ("Wierci" mu coraz mocniej dziurę w mostku)

Johnny: (przerażony)
Nie...

Sanchez:
Ok. (zabiera palec i odsuwa się od Johnny'ego dając mu odetchnąć) Słuchaj, dorwiemy kapusia, ale najpierw dokończymy sprawę z naszymi trzema amigos. Chcę ich widzieć broczących we własnej krwi i flakach. Chce ich widzieć martwych!


SCENA 45:
(Niedługo będzie świtać. Salon, Harvey leży na podłodze, wokół stos puszek i butelek po piwie)

Tim:
Harvey palancie, wstawaj.

(Harvey powoli otwiera oczy, ujęcie z jego perspektywy. Nad sobą widzi pocieszne mordy kolegów)

Harvey:
Eee...

Samuel:
Wstawaj stary.

Harvey: (jęczy)
Ja pierdolę... O ja... Umarłem? Sanchez nas zabił?

Tim:
Nie.

Harvey:
Quentino?

Tim:
Heh. Nie.

Harvey: (ledwo przytomny)
Ja jebię... (łapie się za głowę) Szkoda... Która to godzina? Kurwa, gdzie mój zegarek.. (odgarnia puszki i znajduje tam swój zegarek.) Skąd tyle tych puszek?

Tim:
Ze skupu, poszliśmy kupić trochę aluminium i porozrzucaliśmy na podłodze w tylko nam znanym wzorze. Taka awangardowa sztuka, rozumiesz.

Harvey:
Ze skupu? Po jaki chuj?

Tim:
Kurwa, jasne, że z monopolowego. Myśl trochę!

Harvey:
O jaa, weź nie krzycz człowieku... Ale aż tyle? Nie mieliśmy chyba tyle piwa.

Samuel:
Nie mieliśmy, ale po później zachciało ci się więcej więc poszliśmy do nocnego.

Harvey: (zaskoczony)
Poszliśmy?

Tim:
No, ale nie zdążyłeś wiele więcej wypić, zaraz po tym jak wróciliśmy urwał ci się film he, he.

Harvey:
Nieźle… O kurwa... (wstaje i szybkim krokiem kieruje się do łazienki)

Samuel:
A ty gdzie tak pędzisz?

Harvey:
A jak myślisz?

(Tim i Samuel rehoczą. Harveyowi, wiszącemu nad muszlą, zapewne nie jest tak wesoło)

Samuel:
Harvey, ale się najebałeś.

Harvey: (z łazienki)
No co ty nie powiesz? Naprawdę dzięki, że mi to uświadomiłeś, nie domyśliłbym się bez twojej pomocy. (słychać ogłos wymiotującego Harveya) Jak skończę tutaj to wręczę ci zaszczytną odznakę „prawdziwego przyjaciela”.

Samuel:
Nie ma sprawy, wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć w chwilach słabości.

Tim:
Harvey, wiesz co?

Harvey:
No?

Tim:
Ale się naprułeś! (nabijają się z Samuelem)

Harvey:
Niee, to po prostu zwykłe zatrucie pokarmowe. Powiedziałbym ci nawet czym się zatrułem gdybym pamiętał co wczoraj jadłem.
(ogłos spuszczanej wody, Harvey wychodzi z łazienki)
Z przeprowadzonych przed chwilą, przymusowych oględzin stwierdzam że cokolwiek to było, nie zdążyło się całkiem przetrawić. Kurwa, ale żeby urwał mi się film, ostro. Pamiętam że byłem sam na sam z Michelle, a potem zaczęliśmy znowu balować, a potem... Właśnie, gdzie Michelle? Gdzie dziewczyny?

Samuel:
Zmyły się wczesnym rankiem, Patricia miała na wcześnie do pracy. Ale raczej jeszcze tu wrócą, co nie Tim? (zawadiacko)

Tim:
He, he. Niewątpliwie.

Harvey:
A Michelle? Kurwa, nie pamiętam żebym się z nią żegnał.

Samuel:
Bo nie żegnałeś. Zaległeś wcześniej.

Harvey:
O kurwa, ale zwała..

Tim:
Niestety, nie zbłaźniłeś się aż tak. Wybełkotałeś wszystkim, że jesteś zmęczony, i że idziesz spać. Jak widać położyć się normalnie na łóżko już nie dałeś rady, he, he.

(Harveyowi wyraźnie ulżyło)

Harvey:
Pozostaje tylko pytanie co wy dwaj robiliście po tym jak zaliczyłem zgona.

Tim: (śmiertelnie poważnie)
To co zawsze gdy jesteś nieprzytomny, pojechaliśmy cię w kakaowe...

Samuel: (wtóruje koledze)
Taa, twój cynamonowy pierścień przywitał kilku gości.

Harvey: (również z pełną powagą)
Aa, jak tak to spoko...

(Moment milczenia... po chwili wszyscy wybuchają głośnym, szczerym śmiechem)

Samuel:
Dobra, zbieraj się i jedziemy.

Harvey:
Kurwa, gdzie ty chcesz jechać? Jeszcze cholernie wcześnie.

Samuel:
Już zapomniałeś? Po nasz bilet do raju.


SCENA 46:
(Kuchnia. Harvey bierze ekspres celem zrobienia kawy)

Harvey: (wciąż ledwo przytomny)
Zrobię kawę bo umrę.

Samuel:
Nie mamy czasu, idziemy. Zabierzemy kawę ze sobą.
(Harvey bierze dzbanek i chce wychodzić)
Co ty, kurwa, robisz? To był żart. Odłóż ten dzbanek, potem pojedziemy do kawiarni. Miałeś zamiar jechać do lasu z ekspresem do kawy?

Harvey:
Do lasu?? (domyśla się o co chodzi) Ahaaa. Nie no, kurwa, nie mówcie, że będziemy to robić TERAZ?

(Nikt mu nie odpowiada, Tim i Samuel wyszli już przed dom. Harvey podąża za nimi)

Harvey:
Jezu ludzie, czy musimy tam jechać teraz? Ledwo żyję...

Tim:
Musimy, póki jest rano. Im szybciej wszystko załatwimy tym lepiej.

Harvey:
Dobra, ale jeśli upierdolę furę to żeby nie było pretensji.

(Wsiadają i ruszają. Cięcie. Jesteśmy w lesie, w miejscu w którym kolesie zakopali ciało)

Samuel:
To tu?

Tim:
Chyba ta, jeszcze miękka ziemia.

(Tim i Samuel wyjmują z bagażnika łopaty, Harvey „zdycha” na tylnym siedzeniu)

Harvey:
Dżizas, kurwa, ja pierdolę…

Samuel:
Chodź Harvey, trochę pomachasz łopatą. Na kaca najlepsza praca, co nie? He, he.

Harvey:
Jasne... Postawię wam flachę jak odpuścicie mi to kopanie, dziś jestem gotowy nawet na to.

Tim:
Nie ma sprawy, przecież widzimy, że jesteś niedysponowany.

Harvey:
Taa, jakbym nie wspomniał o łapówce to kazalibyście mi zapierdalać razem z wami.

Tim:
No co ty...

(Śmieją się. Po chwili Tim i Samuel odkopują ciało)

Samuel:
Uuu, kurwa, ale syf!

(Harvey wymiotuje na trawę)


Tim:
Ale jebie! Przecież zakopaliśmy go dopiero przedwczoraj.
(Tim zatyka nos i usta dłonią i nachyla się nad dołem)
A gdzie jest worek… (przygląda się ciału)
Kurwa! To nie Michael!!

Samuel:
CO?!

Tim
No to nie on! Chodź, sam zobacz.

(Samuel rzuca okiem)

Samuel:
Kurwa! Kto to?!

Tim:
A skąd mam wiedzieć?!

Harvey:
Ło dżizas…

Tim:
Wygląda na to, że nie mamy monopolu na zakopywanie trupów w tym miejscu.

Harvey:
Co teraz??

(Samuel odchodzi kawałek i rozgląda się wokół)

Tim:
Nie wiem. Chyba nic. Trzeba go z powrotem zakopać.

Harvey:
Kurwa, w co my się wpakowaliśmy…

Samuel:
Heh, jasne, że to nie on. Michael musi być tutaj. (sprawdza ziemię pod stopami)

Tim:
Ok., nie panikujmy. Sam odkopuj drugiego, ja zakopię tego tutaj i przyjdę ci pomóc.


(Cięcie. Amigos stoją na grobem)

Tim:
Ok., są worki, to musi być ten chuj.

(Harvey wymiotuje na trawę)

Tim: (rozrywa worki)
Hej, Harvey patrz, tu masz rękę he, he.

Harvey:
Bardzo śmieszne…

Tim:
O, tutaj noga!

Samuel:
A tu skrzydełko he, he. Co wolisz Harvey, skrzydełko czy nóżkę?

(Tim i Harvey cieszą mordy, Harvey wręcz przeciwnie)

Samuel:
Dobra, znajdź teraz ten klucz.

Tim:
Czemu ja?

Samuel:
Ty go znalazłeś, a potem z powrotem schowałeś, przećpany palancie. Już nie pamiętasz?

Tim:
Szkurwa.

(Tim przeszukuje kieszenie denata i z jednej wyciąga kluczyk)

Tim:
Bingo.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agropol
Moderator



Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 1398 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dydybongidągidydągi

PostWysłany: Pon 16:28, 23 Lis 2009 Powrót do góry

Fonzies wydają się nie do zajechania i humor cały czas dopisuje, więc takie zwyczajne bolki z nich nie są. Ciekawy kto pierwszy położy na nich swoje msciwe rece? A moze to oni przejma władzę nad miejskim syndykatem, pokonujac dwa zwasnione klany?
Stick around. We'll be right back after this short commercial break.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Nie 16:21, 06 Gru 2009 Powrót do góry

Break seems to be over ;P
Mała uwaga od autora: scena 47 zawiera spoiler filmu "Od zmierzchu do świtu" ("From Dusk Till Dawn" reż. Robert Rodriguez, scenariusz: Quentin Tarantino) więc jeśli ktoś nie oglądał, a nie chce psuć sobie zabawy, to może sobie ową scenę darować. I tak nie wnosi ona wiele do fabuły Razz Poza tym, standardowo, czyli gadanie o cyckach, cipkach i jaraniu batów Wink



SCENA 47:

Samuel:
Ok., a teraz zakopmy to ścierwo bo mnie też na zwracanie bierze.

Tim: (przygląda się truposzowi)
Wiecie co? Kolo wygląda jak jakiś zombie.. Jak z tego filmu, eee…

Harvey:
Noc żywych trupów?

Tim:
Nie, nie chodzi mi o żaden horror, tylko o film Tarantino. Samuel jak się nazywał ten film, który ostatnio u ciebie oglądaliśmy?

Samuel:
„Od zmierzchu do świtu”

Tim:
Właśnie, on wygląda właśnie jak jeden z tych zombiaków.

Samuel:
To nie były zombie tylko wampiry. Jest zasadnicza różnica.

Tim:
Nieważne.. Ten facet ma naprawdę najebane. Słuchaj Harvey, film jest o dwóch gangsterach, którzy obrabowali bank, zabili masę gliniarzy i chcą spieprzyć do Meksyku.

Harvey:
Po chuj tam? Co jest takiego w Meksyku?

Samuel:
Meksykanie..

Tim:
Chuj z Meksykanami, ci gangsterzy mieli się tam spotkać z..

Harvey: (wchodzi mu w słowo)
Od niedawna nienawidzę skurwieli.. ten Olivieira, Sanchez i cała reszta skubańców w dużych kapeluszach, obżerających się taco i popijających tequilę.

Samuel:
To tylko stereotyp, nie widziałem żeby Olivieira czy Sanchez nosili sombrero. A tak w ogóle to wszyscy przestępcy, których poszukują federalni spierdalają do Meksyku. Gdybyś oglądał więcej filmów wiedziałbyś, że Stany Zjednoczone nie mają z tym państwem umowy o ekstradycję.

Harvey:
Amerykańców też nie lubię.

Samuel:
Eee, Harvey my jesteśmy Amerykanami.

Tim:
Przez was gubię wątek, o czym to ja mówiłem?

Harvey:
O tym, że dwóch przestępców chce spierdolić do Meksyku.

Tim:
No tak. Chcą i im się to udaje, po drodze porywają jeszcze niewinną rodzinkę. Są już w tym Meksyku i udają się do baru gdzie mają czekać na jakiegoś typa. W międzyczasie Salma Hayek tańczy półnaga z wężem. Mało istotny szczegół jeśli chodzi o ogólny wydźwięk filmu, ale ciężko go pominąć.

Harvey:
O kurwa, no to muszę to zobaczyć.

Samuel:
O tak, Salma jest tego warta.

Harvey:
Czasem się zastanawiam jakby to było bzykać się ze starszą od siebie kobietą. Wiecie, z milfem.

Samuel:
Salma w trakcie kręcenia filmu miała chyba 30 lat. Więc raczej nie klasyfikuje się pod milfa.

Harvey:
Nieważne.. 30 czy 40, z Salmą zabawiałbym się tak, że leciałyby wióry. A ty mógłbyś to sobie jedynie wyobrażać.

Samuel:
Tjaa, póki co to możesz zabawiać się ze swoją ręką.. i gdybyś jeszcze chciał żebym to sobie wyobrażał, nazwałbym cię pieprzonym zbokiem. W zaciszu domowym rób co chcesz, ale mnie do tego nie mieszaj.

Harvey:
Popierdol jeszcze trochę to będziemy mieli to zakopania dwa ciała.

Tim:
Kurwa, jak jeszcze raz mi któryś przerwie to będą trzy! I gówno mnie obchodzi, że będę musiał wykopać dół dla każdego! Co to, jeden dół w życiu wykopałem?!

Samuel:
Spokojnie Tim, wyluzuj się, bez nerwów, przypal sobie…

Tim:
Co, a masz coś??

Samuel:
Ha ha, ty mały ćpunie, tylko jedno ci w głowie.

Tim:
Ee, pieprzyć to. Wracając do tego pokręconego filmu.. Kolesie siedzą w barze i czekają na tego meksykańca. Myślę sobie: „spoko, chleją gorzałę, Salma tańczy na stole, zobaczymy co będzie dalej”. I co się okazuje w połowie filmu? Że barman, zespół tam grający, wszystkie tancerki i nawet Salma Hayek to jebane zombie!

Samuel:
Wampiry.

Tim:
No dobra, wampiry, wszyscy wokoło to jebane wampiry. I przez resztę filmu ci, którzy nie są wampirami napierdzielają się z tymi, którzy są. Rozumiesz Harvey? Połowa filmu jest normalna, a później w tym barze nagle wyskakują te stwory i już do końca jest napierdalanka. Czaisz? Pojeb z tego Tarantino i tyle. A ten tutaj (wskazuje na Michaela) wygląda właśnie jak jeden z tych krwiopijców.

(Nagle zmarły Michael de Olivieira ożywa, wyłazi z dołu i chwyta Tima za gardło.)

Tim:
Kurwa!!
(Uderza truposza łopatą, którą trzyma w ręce, tamten pada na ziemię, a Tim jeszcze parę razy dźga łopatą Michaela, głównie w twarz)

Samuel:
Stary, pojebało cię?! Co ty robisz?!

(Tim spogląda na ciało, które leży w dole tak jak leżało, tyle że teraz o wiele bardziej zmasakrowane. „Ożywiony” Michael był tylko zwidem)

Samuel:
Teraz to on nawet zombie nie przypomina… Ha!

Harvey: (znowu wymiotuje)
Pojeby z was…

Tim: (do siebie)
Muszę palić mniej tego szajsu…


SCENA 48:
(Jesteśmy w kawiarni)

Samuel:
Garson, kawa! (kelner podchodzi do stolika) Kawę i dwa piwa, na koszt tego pana. (wskazuje na Harveya) Zawsze chciałem to powiedzieć.

Harvey:
Czemu?

Samuel:
Tak było w „Pulp Fiction” Quentina.

(Kelner odchodzi)

Harvey:
Kurwa, ty musisz cholernie go lubić, co?

Samuel:
Cóż, jeśli musiałbym przelecieć faceta, byłby to Tarantino.

Harvey:
Jesteś gejem!? Wiedziałem!

Sam:
Nie, nie jestem gejem. Powiedziałem, że jeśli MUSIAŁBYM przelecieć faceta.

Harvey:
Ale jak to musiałbyś? Gdyby, nie wiem, np. ktoś przystawił ci pistolet do głowy? Kurwa, ja wolałbym zdechnąć niż to zrobić!

Samuel:
Ja pierdolę, czysto hipotetycznie. To była taka metafora obrazująca mój szacunek do tego twórcy, którego geniuszu twoja wyobraźnia najwidoczniej nie ogarnia bo jest płaska jak twoja była.

Harvey:
Heh, ona nie była płaska. Ona po prostu...

Samuel:
Nie miała cycków?

Harvey:
Miała, tylko małe. Może lubię małe, hm? To jest coś czego z kolei ty nie potrafisz skumać.

Tim: (wtrąca się)
Cycki nie są najważniejsze. Najważniejsza jest cipka.

Sam:
A nie wnętrze?

Tim:
Wnętrze. Ale cipki. Nie ma to jak soczysta brzoskwinka. (Rozchyla dwa palce u dłoni i wsadza między nie język.)

Harvey:
Ja tego nie robię.

Tim:
Nie liżesz cipek? Jak to?

Harvey:
Nie lubię.

Samuel:
Jaaasne. Nie powiesz mi, że jest facet, który tego nie lubi. A jeśli nawet znajdzie się taki pedał, nie wierzę, że ty nim jesteś.

Harvey:
Ok. Robiłem to do pewnego momentu. Ale raz byłem z taką laską, zrobiłem jej minetę, a ona potem nie chciała się ze mną całować. Czaicie? To ja jej wkładam język w jej najświętszą świętość, a ona nie chce się ze mną całować? Na początku się trochę wkurwiłem, ale potem pomyślałem, że może coś w tym jest. Bo gdy robisz tak dobrze kobiecie w pewnym sensie oczekujesz od niej tego samego. A chyba nie chciałbyś czuć swojego fiuta całując się z dziewczyną.

Tim:
A co to za różnica?

Harvey:
Jak to kurwa, co za różnica?

Tim:
No takto. W końcu to mój fiut, jestem z nim od wielu lat, od samego początku, i łączy mnie z nim pewna więź. Prawdę mówiąc, gdybym mógł, sam bym sobie robił dobrze.

Samuel:
Ciekawe.. Wyjmij sobie kilka żeber jak Marylin Manson i jazda.

(śmiech, chwila przerwy)

Harvey:
Tim, właściwie czemu zrobiłeś miazgę z twarzy kolesia?

Tim:
Jakby to powiedzieć.. Po prostu musiałem wyładować swoje negatywne emocje, które się we mnie nagromadziły podczas ostatnich kilku dni. To jest tak, że czasem nie masz wpływu na to co robisz, musisz dać upust swojej złej energii. I tak właśnie zrobiłem..

Harvey:
Taa, pierdolisz stary, że głowa mała.

Tim:
He, he no racja. Tak naprawdę to miałem haluna, wydawało mi się że Olivieira ożył i chciał mnie zabić. (zaciąga się papierosem)

Samuel:
Zajebiście.., realny halun. Zapodawałeś coś jak nie patrzyłem?

Tim:
Nie, no co ty.

Samuel:
Spoko, więc to tak jakbyś miał kwach we krwi, taki kwasowy człowiek.

(Śmieją się, w tym czasie kelner przynosi kawę i piwa)

Harvey:
Nareszcie się doczekałem kawy.
(Dodaje śmietanki i sypie sporo cukru)

Samuel:
Kurwa, nie rozumiem jak można tak pić.

Harvey:
O co ci chodzi?

Samuel:
Nie czaję jak można jebać tyle tego cukru do kawy lub herbaty. Nie chodzi mi o to, że cukier jest niezdrowy, mam to w dupie, ale jeśli piję kawę to chcę poczuć smak kawy, a nie jakiegoś lukrowanego gówna. Poza tym, cukrem neutralizujesz kofeinę, po wypiciu takiego czegoś nie postawi cię na nogi.

Harvey:
Kurwa, jesteś przemądrzałą, upierdliwą suką Sam. Odpierdol się od mojej kawy. Czekałem cały ranek żeby ją wypić więc twoje pieprzenie nie zmieni w najmniejszym stopniu tego, że będzie mi zajebiście smakować. Zajmij się lepiej swoim browarem.

Kobieta ze stolika obok:
Przepraszam, moglibyście wyrażać się w kulturalny sposób?? Jestem tu z małym dzieckiem.

(Harvey sięgnął po filiżankę i już przechylał ją do ust, ale na uwagę kobiety przechylił głowę w jej stronę. Ułamki sekundy później naczynie „rozbryzga” mu się w ręku. To nabój wystrzelony z pistoletu zakapiora Johnny’ego rozbił filiżankę w drobny mak. Wygląda na to, że wulgarny język uratował Harveyowi życie. Cała sekwencja wystrzału pokazana jest w slo mo Wink Bolki chowają się pod stół.)

Tim:
Kurwa, co znowu?! Nie można nawet spokojnie piwa wypić, to już kurestwo!

Samuel:
Powoli zaczynam się do tego przyzwyczajać..

(Johnny kontynuuje swój ostrzał, wszystko co stało na stoliku podziela los filiżanki. Ludzie przebywający w lokalu uciekają w panice. Jeden z klientów restauracji dostaje w nogę, krew sika na wszystkie strony.)

Harvey:
Nie daruję temu skurwielowi, nie daruję! Teraz to jestem poważnie wkurwiony, że nie wypiłem swojej kawy!

Tim:
Spokojnie, jeszcze będziesz miał okazję się z nim policzyć.

Samuel:
Co robimy?

Tim:
Czekamy aż koleś się wystrzela i będzie zmieniał magazynek, wtedy spierdalamy jak najszybciej do wozu.

(Johnny’emu w końcu kończą się naboje)

Samuel:
Ok., teraz!
(Kolesie wstają spod stołu i uciekają w kierunku drzwi, ale Harvey zamiast uciekać zmierza wolnym krokiem w kierunku gangstera, wymierza mu cios prosto w twarz i Johnny zalicza spotkanie z glebą.)

Tim:
Harvey spieprzamy, zaraz będą tu mendy!

Harvey: (do Johnny’ego)
Widzisz, co się dzieje kiedy próbujesz rżnąć obcych w dupę? To się dzieje kiedy próbujesz rżnąć obcych w dupę! Przekaż to swojemu szefowi.

(Bolki wsiadają do samochodu i odjeżdżają, Johnny chwilę potem także się zmywa, tyle że z krwawiącym łukiem brwiowym.)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agropol
Moderator



Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 1398 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dydybongidągidydągi

PostWysłany: Śro 13:39, 16 Gru 2009 Powrót do góry

Coś mi się wydaje, że ta rozmowa o dymaniu faceta ma mały podtekst autorski. Lennon, powiedz, chciałbyś puknąć Quentina w pupeńkę, co? Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Wto 18:00, 22 Gru 2009 Powrót do góry

No pewka Wink


SCENA 49:
(Ta sama kawiarnia, wcześniej nam nieznani, oficerowie śledczy Reeferson i Weedings kończą spisywać zeznania świadków i wychodzą)

Reeferson:
I co masz?

Weedings:
Według kelnera do lokalu weszło trzech młodych mężczyzn i zamówili kawę i piwo.

Reeferson:
Piwo o tej porze?

Weedings:
Tak zeznał kelner. Słuchaj dalej, potem do kawiarni wszedł jakiś facet i zaczął strzelać do tych gości.. no i więcej nie mam bo kelner się schował za bar i nic już nie widział.

Reeferson:
Kurwa, Weedings i tego się dowiedziałeś przez ten cały czas? Kiedy ty się w końcu przestaniesz opierdalać??

Weedings:
Kiedy mnie wyrzucą i znajdę sobie inną robotę, w której będę mógł się opierdalać. Czyli, wygląda na to, że nigdy.

Reeferson:
Rozbrajająca szczerość.. Ja mam zeznania od jednego z klientów. Potem, kiedy ten facet z bronią przeładowywał, mężczyźni wstali z ziemi i wybiegli, ale zanim to zrobili jeden z nich zdążył jeszcze dać w mordę tamtemu i wykrzyczeć do niego coś o rżnięciu w dupę.

Weedings:
Że co??

Reeferson:
Cytuję, „Widzisz, co się dzieje kiedy próbujesz rżnąć obcych w dupę”, koniec cytatu.

Weedings:
Słodko. A co się stało z tym gangsterem?

Reeferson:
Po chwili się otrząsnął, wybiegł i odjechał samochodem. A teraz najciekawsze, facet z gnatem był wysoki, południowej urody i nosił gęste wąsy, a wóz, którym uciekł to stara, biała Honda Civic. Powiedz mi ilu meksykańskich przestępców w tym mieście jeździ zapyziałą Hondą Civic?

Weedings:
Tylko jeden ma taki zjebany gust - Johnny de Sousa, człowiek Sancheza.


SCENA 50:
(Typowy, amerykański posterunek policji, wokół biurka z komputerami, walające się teczki i zapracowani gliniarze. Przy jednym z biurek siedzą Reeferson i Weedings wpatrzeni w monitor komputera)

Reeferson:
Johnny de Sousa… Podejrzany o napady z bronią w ręku, wymuszenia, kradzieże, morderstwa na zlecenie, kilka gwałtów. Siedział trzy lata w Cabo San Lucas, tylko tyle bo nie udowodniono mu wszystkich przestępstw. Teraz prawdopodobnie pracuje dla Sancheza, narkotykowego bosa. Sanchez Garcia de Ferreira Ramones.

Weedings:
Kurwa, czy oni muszę mieć tyle tych jebanych imion?? Nie wystarczą im dwa czy góra trzy? Żeby jeszcze chociaż było wiadomo które to imię, a które nazwisko, ale nie, wszystko brzmi tak samo. I jak mam na gościa mówić żeby się nie pomylić? Bo przecież nie zapamiętam tego całego chujostwa!

Reeferson:
Spokojnie Weedings, jak go dorwiemy będziesz mógł mu powiedzieć co o tym myślisz. Będziesz mógł mu nawet spuścić wpierdol.

Weedings:
Na pewno skorzystam gdy będzie okazja. Ciekawi mnie tylko kim byli ci trzej młodzi goście z baru i dlaczego Johnny chciał ich sprzątnąć.

Refeerson:
Właśnie tego, kurwa, nie wiem. Ale coś mi mówi, że mają nieco wspólnego, z magazynem, w którym była wczoraj strzelanina i gdzie znaleźliśmy martwego Taco.

Weedings:
Noo.

Reeferson:
Na środku stały trzy krzesła, a wokół nich były ślady krwi i kawałki sznura. Musiały się na nich znajdować dupska tych młodziaków. Musimy ich znaleźć i dowiedzieć co sprawiło że zetknęli się z takim człowiekiem jak Sanchez. Trzeba przesłuchać dokładnie świadków, zrobić rysopis, a potem przeszukać kartoteki, możliwe, że któryś ma coś na sumieniu. Wcześniej jednak złożymy Johnny’emu wizytę.

Weedings:
Teraz?

Reeferson:
A myślałeś, że kiedy? W rocznicę twoich starych?

Weedings:
Ech, dobra.. Ale wcześniej zajedźmy po jakieś pączki bo jestem kurewsko głodny.


SCENA 51:
(Mieszkanie Samuela, Bolki wracają z „wyprawy”)

Tim:
Kurwa, wiedziałem, ze nie dożyję starości, ale nie myślałem też, ze zejdę w takim wieku. Harvey, nieźle mu przyjebałeś.

Harvey:
Taa, dość już mam tego wszystkiego, niedługo puszczą mi hamulce i zamienię się w Działa Navarony! Kurwa, jak on nas tam znalazł??

Samuel:
To był przypadek.

Harvey:
Przypadków też mam już dość! Idę po kawę... (Harvey idzie do kuchni)

Tim:
Trzeba jak najszybciej zakończyć tę sprawę, zabrać brudną forsę i spierdolić w miejsce gdzie zamiast żywopłotów rośnie ganja.

Samuel:
Święte słowa Tim..
Niedługo ma wpaść Benjamin po stuff.

Tim:
Kurwa, mamy w chuj kłopotów, a ty jeszcze zamierzasz sprzedawać dziś trawę?

Samuel:
Daj spokój, Benjamin to kumpel, przecież go znasz.

Tim:
Tak, znam go i nawet nie wiem czy to dobrze czy źle, koleś jest tak poryty i przećpany, że nie wiadomo co mu może strzelić do łba. Do tego do Meksykanin..

Samuel:
Dlatego, że ostatnio ścigają nas meksykańscy mafiosi zrobiłeś się rasistą?

Tim:
Nie jestem rasistą, ale sam widzisz, że oni potrafią być nieobliczalni. Przecież gdyby gliny tu wpadły to mamy przejebane, jakbyś wytłumaczył ten ogród w twoim pokoju? Nie powiesz im, że piszesz magisterkę z botaniki, no nie?

Samuel:
Mam coś co pomoże rozwiać twoje obawy Tim... (wyjmuje z kieszeni jointa) Reflektujesz?

Tim:
... (Sam podaje mu joya)
Wiesz, też chyba skorzystam z opcji pt. „kawa”, chodźmy do kuchni.

(Samuel i Tim wchodzą do kuchni gdzie Harvey przysnął przy kuchennym stole)

Tim:
Patrz, Harvey zasnął.

Samuel:
Nic dziwnego, w końcu jest na mega kacu.

Tim:
To co.. (chwila namysłu) może kolejarz?


SCENA 52:
(Widzimy rękę pukającą do drzwi)

Samuel:
To pewnie Benjamin.

Tim:
Sprawdź lepiej przez wizjer, pamiętasz co się stało ostatnim razem?

Samuel:
Ta, pamiętam. Pierwszy raz w swoim życiu kogoś sprzątnąłem… (patrzy przez wizjer i otwiera)
Siema Benjo.

Benjamin:
Yo! Como estais? Ee, co tam panowie? Wyglądacie jakbyście ganiali z łopatami po polu, jakaś gruba biba wczoraj była, co? hie, hie.

Tim:
No trochę zabalowaliśmy..

Samuel:
Dobra, mów ile chcesz.

Benjamin:
A od ilu są jakieś gratisy?

Samuel:
Nie w tym wcieleniu stary. Masz towar najwyższej jakości, rodem z Holandii, płacisz mniej bo jesteś moim znajomym, nie jesteś tu pierwszy raz więc przestań zadawać głupie pytania.

Benjamin:
Ok., daj mi.. ee… szufladę.

Samuel:
Spoko, zaczekaj tutaj. (Samuel idzie do swojego pokoju)

Benjamin:
Widzę, że już ćmicie.

Tim:
Częstuj się. (wyciąga do niego rękę z jointem)

Benjamin:
Nie dzięki, możemy być obserwowani.

Tim:
Obserwowani? Przez kogo?

Benjamin:
Eee, no wiesz, DEA albo jakieś inne rządowe organizacje… Zapuszczają szpiegów na podejrzanie wyglądających kolesi. Słyszałem nawet, że podczas twojej nieobecności wbijają ci się na chatę i montują ukryte kamery.. Rządowy spisek przeciw palaczom, koleś.

Tim:
Pierdolisz Benjo.. Razem z Samuelem przejaraliśmy w tym domu tyle stuffu, że takiej ilości nie powstydziłby się jamajski rasta dziadek, a w pobliżu nie zauważyłem kręcących się gliniarzy.

Benjamin:
Tylko czekają na odpowiedni moment, uwierz mi, znam ich metody..

Tim:
Skoro tak boisz się palić czemu tu w ogóle jesteś?

Benjamin:
Eee, powiem ci coś Tim, mam w piwnicy taką komórkę, wiesz, na pomidory, paprykę i inne pierdoły.. Gdy mam ochotę zajarać zamykam się w niej na klucz i jaram, przy okazji wpierdolę jakiegoś piklowanego ogóra czy papryczkę hie, hie.

Tim:
Woow, więc musisz przebywać tam naprawdę często.. (z politowaniem) Czemu się nie przeprowadzisz do tej komórki? Przestałbyś żyć w strachu przed tajnymi rządowymi organizacjami ha, ha. (nabija się)

Benjamin:
Śmiej się Tim, ale do czasu. Kiedyś przyznasz mi rację... Eej, wiesz co, jednak poczęstuje się tym batem.

Tim:
A co jak DEA nagra cię na taśmę palącego marihuanę? (podaje mu spliffa)

Benjamin:
Eee, powiem, że to specjalne meksykańskie zioła, na astmę hie, hie. (zaciąga się, w tym samym momencie Samuel wraca z pokoju z „zielonym” workiem)

Samuel:
Trzymaj.

Benjamin:
Interesy z panem to czysta przyjemność, hie hie. Muchas Gracias. (wręcza Samuelowi kasę)

Samuel:
To ja dziękuję.

Benjamin:
Ee, to do zobaczenia. Hasta pronto.

Tim:
Na razie, nie zatrzaśnij się w tej swojej komórce.

(Benjamin opuszcza mieszkanie Samuela)

Tim:
Te, ile to szuflada?

Samuel:
Uncja.

Tim:
Aha.

(Chwila przerwy)

Samuel:
Znowu nawijał o tym, że CIA zrobi na nas nalot?

Tim:
DEA.

Samuel:
Wszystko jedno.. Stuknięty ćpun.. (przejmuje od Tima blunta i bierze soczystego bucha)



SCENA 53:
(Słychać pukanie do drzwi)

Samuel:
Czego ten typ jeszcze chce?

(Samuel otwiera drzwi lecz zamiast Benjamina widzi oficerów Reefersona i Weedingsa. Zbliżenie na zdziwioną twarz Samuela. Zbliżenie na twarze gliniarzy. Ściemnienie. Napis na środku ekranu: „30 minut wcześniej”. Refeerson i Weedings wysiadają z samochodu.)

Weedings:
Może jakbyśmy go wzięli w obroty i podpuścili, wydałby nam Sancheza.

Reeferson:
Wątpię, Sancheza boi się bardziej niż kogokolwiek.

Weedings:
Dlatego powiedziałem „jakbyśmy do podpuścili”.

Reeferson:
Dobra, dobra. Najpierw jednak dowiedzmy się od Johhny’ego kim byli ci trzej amigos, a później dobierzemy się do jego szefa.

Weedings:
Jeśli w ogóle go zastaniemy.

Reeferson:
Powinniśmy, na jego miejscu, po nieudanej robocie nie pokazywałbym się Sanchezowi, a prędzej zaszył się w domu.

(Podchodzą do drzwi, Weedings naciska dzwonek)

Głos Johnny’ego zza drzwi:
Kto tam?

Reeferson:
Jestem z restauracji City Wok. Zamawiał pan kurczaka po syczuańsku z ryżem i dodatkami?

Johnny:
Nie.

Reeferson:
Hmm, widocznie zaszła jakaś pomyłka.. Ale obiad jest już zapłacony, albo pan bierze albo go wyrzucam..
(słychać dźwięk otwieranych drzwi)
Zawsze działa (szeptem do Weedingsa)

Johnny:
Co jest kurwa?!

Weedings:
Niespodzianka kutasie.
(Johnny dostaje pod oko od Weedingsa, nie w te, na które zdążył już założyć sobie opatrunek, ale w drugie. Policjanci wchodzą do mieszkania)

Reeferson:
Jak leci Johnny? Słyszeliśmy, że twój kumpel Taco miał nieszczęśliwy wypadek..

Johnny:
Czego kurwa chcecie? Nic na mnie nie macie!

Reeferson:
Spokojnie, chcemy tylko zadać kilka standardowych pytań.

Johnny:
Możesz mnie pocałować w dupę, nic wam nie powiem.

Weedings:
Daj mi z nim pogadać Reeferson.. (wyjmuje broń)

Reeferson:
Tylko nie przesadzaj, ostatni raz jak dałem ci „pogadać” z podejrzanym jego mózg walał się wszędzie, włączając moją koszulę. Nawet w stu stopniach nie dałem rady tego sprać, koszula do wyrzucenia, żona się wkurwia.. Ogólnie niezbyt fajnie, więc uważaj.

Weedings:
Ok.. (przyciska Johnny’ego do ściany i przystawia mu pistolet do twarzy) Kto ci to zrobił? (wskazuje lufą na ranę nad okiem)

Johhny:
Jak to kto? Ty!

Weedings:
Masz mnie za idiotę pierdolony Meksykańcu? Co? Powiedz, masz mnie za skończonego kretyna? A może sam takiego udajesz żebym dał ci spokój, co?

Johnny: (rozpaczliwie)
Nie!

Weedings:
Tak myślałem, ty nie udajesz, ty po prostu jesteś kretynem!
Zabandażowałeś sobie brew bo czułeś, że być może ci w nią przyłożę? A tu pech, dostałeś w drugą. Wiesz co się mówi do gościa, z oboma podbitymi oczami? (Johnny kiwa przecząco głową) Nic, wszystko już mu zostało wyjaśnione…
Chodzi mi o tych trzech gości, których chciałeś dziś sprzątnąć. Mów kto ci rano przypierdolił, kim oni są?

Johnny:
Nic nie wiem, to pomyłka.

Weedings:
Pomyłką było przyznanie odznaki takiemu człowiekowi jak ja, pomyłką było zatrudnienie do policji kogoś takiego jak ja, ale największą pomyłką było wręczenie komuś takiemu jak ja do ręki broni. Posłuchaj.., mam tu kilku ołowianych przyjaciół (przyciska mu broń do krocza), którzy, jeśli ich ładnie poproszę, pójdą tam gdzie zechcę. Mów..

Reeferson:
Słuchaj Weedings, nie odstrzel mu jaj bo..

Weedings:
Zamknij się! Nie mów mi co mam robić!
Mów Johnny, mów kurwa!! (zabiera broń od krocza Meksykanina i przystawia do małego palca u lewej ręki) Pięć małych świnek sobie było, jedna świnka.. (odstrzela mu palec) .. na targ biegała.

Johnny:
Aaaaa!!

Reeferson:
Ja wychodzę, nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Jesteś jebnięty Weedings, powodzenia Johnny, położę kwiatek na twoim grobie, na razie. (wychodzi z mieszkania)

Johnny:
Odstrzeliłeś mi palec, co ja zrobię bez małego lewego palca?! Aaaauuuu!

Weedings:
Będziesz się trzepał prawą.. chyba że chcesz dalej udawać nic nie wiedzącego idiotę . Wtedy zapomnij o jakichkolwiek robótkach ręcznych! To jak będzie? Druga świnka w domu siedziała..(przystawia lufę do drugiego w kolejności palca)

Johnny: (prawie płacze)
Dobra! Powiem, kurwa!

Weedings:
No widzisz, zostało ci jednak trochę zdrowego rozsądku w tej meksykańskiej łepetynie.

(Cięcie. Widzimy jak Weedings wychodzi z mieszkania i poprawia marynarkę, na zewnątrz czeka na niego Reeferson, oparty o samochód pali papierosa)

Reeferson:
Dobry i Zły. Zawsze pomaga, co?

Weedings:
Szkoda, że Johnny musiał być dzisiaj tym Brzydkim He,He.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agropol
Moderator



Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 1398 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dydybongidągidydągi

PostWysłany: Nie 12:18, 10 Sty 2010 Powrót do góry

Daj pan jakiś zwrot akcji, podkręć pan tempo, bo już się dłużą te wzajemne podchody jednych do drugich. Chcesz mieć producenta? To lepiej mnie słuchaj, bo inaczej nici z mojej produkcji tego filmu. I dorzuć jakiś kobiecy czarny charakter, bo to doda nowego smaczku całej historii.

Postać Benjamina dziwnie znajoma ze świata rzeczywistego;)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)