Forum forum anglistow Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 "THREE FONZIES" - scenariusz Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Śro 16:17, 08 Lip 2009 Powrót do góry

SCENA 14:

Harvey:
Kurwa, tylko spokojnie.. Jesteś pewien, że to on?

Tim:
No przecież ma w dowodzie wyraźnie napisane Michael de Olivieira. Z tego co wiem to chyba jego syn.

Samuel:
Powiedzcie mi jedno: Co za kretyn bierze dowód osobisty gdy idzie kogos sprzątnąć?

Tim:
Nie mam pojęcia. (zaciąga się papierosem)

Samuel:
Kurwa Tim, ty znowu palisz?

Tim:
Odwal się człowieku, chyba mam prawo się zdenerwować i sobie zapalić, ten koleś to syn tutejszego mafioza.

Samuel:
Pierdolisz, fajkę zapaliłeś zanim się o tym dowiedziałeś.

Tim:
No i dobra, co za pieprzoną różnicę to robi?
Skupmy się może na poważniejszych rzeczach, a nie pierdołach, ok?? Ten martwy typ to syn de Olivieiry, no i co z tego? Zakopiemy go tutaj i wszelki ślad po nim zaginie, a my wracamy do picia browara i do naszej szarej, kurewsko leniwej rzeczywistości.

Harvey:
Jasne, że go tutaj zakopiemy, przecież nie pójdziemy z nim do pieprzonego Olivieiry i nie powiemy "Quentino, zabiliśmy twojego syna, przepraszamy, to się więcej nie powtórzy"! Ale trzeba się dowiedzieć czemu wpadł do mojego mieszkania!

Samuel:
Nie wiem, może pomylił numer.

Harvey:
Ta, na pewno.

Samuel:
Sluchaj kurwa, nie wiem czemu tam wpadł, to ty mówiłeś, że skądś go znasz.

Harvey: (przygląda się ciału)
Tak, wiem, tylko gdzie ja go widziałem...

Tim:
Zastanowisz się później, zakopmy wreszcie to ciało.

Samuel:
Ale "bad motherfuckera" biorę ja.

(Wrzucają worek z Michaelem de Olivieirą do dołu i zakopują ziemią)


SCENA 15:
(Jesteśmy pod domem Harveya, kolesie wysiadają z samochodu)

Harvey:
Pójdę do domu, pozmywam resztę tego ścierwa i chyba dostanę zawału. Jutro jeszcze się zgadamy żeby to wszystko poukładać. Na razie.

Samuel:
DO jutra Harvey. Nie wkurzaj się za tamto.

(Harvey wchodzi do domu, a Samuel i Tim odchodzą kawałek)

Tim:
To jak z tym zakładem, jesteś gotów przegrać kilka browarów?

Samuel:
Nie odpuścisz, co?

Tim:
Nie ma takiej opcji.

Samuel:
Zakład aktualny, ale nie dzisiaj stary. Jestem już tak sfazowany, że nie wiem za bardzo co się dzieje. Załatwimy to innym razem.

Tim:
Jak chcesz. Spluwę bierzesz do domu?

Samuel:
No jasne, to w końcu zdobycz. Poza tym, może sie przydać.

Tim:
A jak ktoś to znajdzie?

Samuel:
Kurwa, mam w domu pokaźny ogród botaniczny, jeżeli mendy tam wpadną to tak czy siak mam przejebane więc jest mi wszystko jedno.

Tim:
He, he. Fakt. To na razie.

Samuel:
Cya

(Rozchodzą się, każdy w stronę swojego mieszkania)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agropol
Moderator



Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 1398 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dydybongidągidydągi

PostWysłany: Pon 22:36, 13 Lip 2009 Powrót do góry

Wiedziałem, że Samuel nie zarucha w tym odcinku...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Sob 13:29, 18 Lip 2009 Powrót do góry

Do wszystkich zainteresowanych tym czy Samuel zarucha, uspokajam: w którymś tam odcinku nadarzy się okazja Wink


SCENA 16:
(Jesteśmy w bogato wystrojonym pokoju, widzimy starszego faceta patrzącego się przez okno. Obok niego stoi młodszy, ubrany w garnitur.)

Quentino:
Hmmmm... Już mnie zaczyna wkurwiać ten, psia jego mać, Sanchez. Psuje mi interesy i humor. Myśli, że jak ma kilku chłopców z shotgunami to może bawić się ze mną w kowboja. To miasto jest tylko moje! (strąca ręką z parapetu doniczkę z kwiatkiem. Doniczka spada na ziemię i rozbija się w mak.) Nie widzialeś ostatnio Michaela?

Benicio:
Nie, senor.

Quentino:
Znowu się gdzieś zgubił ten kretyn. Powiedz mu, że chce się z nim widzieć jak go spotkasz. Słuchaj teraz co zrobisz.
Weźmiesz kilku amigos i rozwalisz Sanchezowi jedną z jego bud, nauczy się kto tu rządzi. Comprende?

Benicio:
Tak, senor.

(Benicio wychodzi z pokoju, w tym samym momencie wchodzi do niego piękna kobieta. Jest to żona Quentino, o kilkanaście lat od niego młodsza, Juliette)

Juliette:
Och, Quentino, znowu jakieś gangsterskie porachunki. Przecież miałeś z tym skończyć, ja cały czas żyję w strachu o twoje życie.

Quentino:
Jakie znowu porachunki kochanie? Powtarzam ci, że ja tylko produkuję mydło. Owszem, na tym rynku również trzeba być agresywnym, ale to dwie róźne rzeczy.

Juliette:
Ach, Quentino... (Quentino podchodzi do żony żeby ja przytulić)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Bush_Docta' dnia Nie 14:45, 19 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Czw 15:16, 23 Lip 2009 Powrót do góry

SCENA 17:
(Jesteśmy w jakimś pubie, jest środek dnia. Przy stoliku siedzą trzej kolesie i popijają piwo)

Samuel:
Ostro wczoraj było, co nie?

Harvey:
Ostro? Ledwo uszliśmy z życiem, zakopaliśmy syna gangsterskiego bossa, a ty to tak nazywasz?

Samuel:
Nooo tak, ale sytuacja ma też swoje plusy. Jego synek miał przy sobie sporo szmalu, który można spożytkować w dobry sposób.

Tim:
Na przykład kupując piwo he, he.

Samuel:
Dokładnie, piwo po takiej nocy jest jak najbardziej wskazane. No i poza tym, mam zajebisty portfel i prawdziwego gnata.

Harvey:
Tak, ale...

(Podczas gdy kolesie rozmawiają po drugiej stronie ulicy zatrzymuje się czarny samochód i wysiada z niego kilku facetów w garniakach z karabinami w rękach. Zaczynają ostrzał baru Sancheza, szyby, neony, wszystko zamienia się w proch. Ostrzał trwa dobre kilkanaście sekund, po czym faceci wsiadają do wozu i szybko się oddalają. Żadnych ofiar śmiertelnych, ale bar jest zdemolowany, ogólna panika, zaraz zlatuje się tłum gapiów. Kolesie siedzą i patrzą przez szybę na to co się stało z barem po drugiej stronie ulicy)

Samuel:
O kurwa... Widzieliście to?!?

Harvey:
Czy to nie przypadkiem bar Sancheza?

Tim:
Nom.

Harvey:
Ja jebie...


SCENA 18:
(Policja jest już na miejscu zdarzenia, odgania gapiących się ludzi. Kolesie nieco ochłonęli i piją dalej piwo)

Tim:
To pewnie ludzie de Olivieiry, już od kilku tygodni toczą wojnę z Sanchezem i jego mafią. Heh, Quentino ma fabrykę mydła, Sanchez kilka barów, a i tak wszyscy wiedzą, że to tylko przykrywka dla gangsterskiej działalności. To wszystko, to kurwa chyba jakaś parodia...

Harvey:
Ja pierdolę, dlaczego musimy mieszkać w mieście, w którym dwaj latynoscy mafiosi mają ze sobą porachunki?

Samuel
Shit happens.

Harvey:
Popatrzcie co się stało z barem Sancheza! Jak Quentino się dowie co zrobiliśmy z jego synem to zrobi z nas kurwa trzy łyżki durszlakowe.

Samuel:
Niby jak ma się dowiedzieć? Jego czarnuch raczej nie zaczai się w naszej miseczce z ryżem.

Harvey:
Nie wiem człowieku, nie wiem. To w końcu mafia, mają swoje sposoby na zdobywanie informacji. I nie wierzę w to, że koleś, którego pochowaliśmy znalazł się w moim domu przypadkiem... I kurwa, jaki czarnuch, jaki ryż?!

Tim:
Wiecie co? Dość mam na razie strzelanin i pierdolenia o gangsterach. Zmywajmy się stąd zanim stanie się coś jeszcze gorszego.

Samuel:
To chyba dobry pomysł.

(Wychodzą).


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
notPrincess
Filolog



Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 208 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: OLN

PostWysłany: Czw 18:37, 23 Lip 2009 Powrót do góry

Ze wszystkich scen "opublikowanych" do tej pory, ta podoba mi się najbardziej Wink & frankly speaking, I do not know why ;] to chyba przez te łyżki durszlakowe, czarnucha i ryż ;D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Czw 20:03, 23 Lip 2009 Powrót do góry

Dzięki Smile Łyżki wymyśliłem sam, ale czarnucha podkradłem he,he.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
sleepek
Filolog



Dołączył: 28 Cze 2006
Posty: 342 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z poniekąd!

PostWysłany: Pią 10:12, 24 Lip 2009 Powrót do góry

Pisaj dalej ... Smile
Jak będziesz miał czas ...
A w sumie co innego mógłbyś robić ...
Na 100% masz czas.
Czekamy na wątek miłosny, odrobinkę erotyzmu no i oczywiście Samuel musi zaruchać.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
notPrincess
Filolog



Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 208 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: OLN

PostWysłany: Pią 10:38, 24 Lip 2009 Powrót do góry

Jako iż jestem poniekąd, tak trochę, aczkolwiek nie aż tak nazbyt, uprzywilejowana, wiem, że wątek miłosny owszem, będzie Very Happy A Samuel w końcu zarucha! (sorry za zdradzanie fabuły ;P myślę, że scenarzysta będzie na tyle wielkoduszny i mi wybaczy - w końcu rozwój akcji akurat w tych wątkach jest do przewidzenia tak czy owak ;P )


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez notPrincess dnia Pią 11:15, 24 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
agropol
Moderator



Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 1398 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dydybongidągidydągi

PostWysłany: Pią 12:28, 24 Lip 2009 Powrót do góry

Rozumiem, że akcja dzieje się w Stanach, a trzech bolków to Polacy w dżinsach na bezrobotnym? Wnoszę po tym, że mamy hiszpańsko brzmiące nazwiska, czarnoskórych bohaterów, a główni bohaterowie bez przerwy chleją piwsko.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Pon 13:17, 27 Lip 2009 Powrót do góry

Tak, akcja dzieje się w Stanach, gdzieś później będzie o tym mowa. A Bolki to amerykańskie chłopaki, czy pracują czy nie, jest to mało istotne w tym momencie bo akcja rozgrywa się w przeciągu kilku dni. No i w tej sytuacji w ktorej sie znalezli kto by się przejmował jakąś dorywczą robotą? Wink
A propos tego "gdzieś później", to nie wiem kiedy ono nastąpi. Padł mi komp na którym miałem plik ze scenariuszem więc będzie chwilowy/dłuższy zastój. Razz


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agropol
Moderator



Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 1398 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dydybongidągidydągi

PostWysłany: Pon 22:00, 17 Sie 2009 Powrót do góry

Czyżby nie dane nam było poznać dalszych perypetii trzech bolków? Czy Samuel w końcu zarucha w którymś odcinku?
Swoją drogą ciekawi mnie, czemu wrzuciłeś ten temat do działu ..::Fun::.. a nie ..::Shite::.. Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Wto 18:40, 18 Sie 2009 Powrót do góry

Nie bój żaby, doprowadzę tę historię do końca. Jak Ci tak zależy (jaaasne :]) to wygrzebię gdzieś plik ze starszą wersją i coś wrzucę niedługo.
W dziale FUN bo dla mnie pisanie tego to właśnie FUN i nie strugaj głupa bo dodam wątek, w którym zagrasz chochoła :]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Śro 15:14, 02 Wrz 2009 Powrót do góry

Po ostatnich wydarzeniach jakiejś niechęci nabrałem do tego forum i nie zamierzam się szerzej udzielać. Chyba, że stanie się coś niewiarygodnego, jak na przykład publiczne przeprosiny Agropola Wink Co jest raczej mało prawdopodobne. Z tego co widzę to niewiele się tu dzieje ostatnio i jak tak dalej pójdzie to wróżę forum powolną, naturalną śmierć. RIP - Rest In Pieces Wink Nawet WM nic nie pisze, obraził się czy co? (tak jakby miał za co Razz).
Anyway, napisałem że doprowadzę tę historię do końca i zamierzam być słowny.



SCENA 19:
(Trzech Bolków idzie chodnikiem)

Samuel:
Ulala, popatrzcie na prawo.

(Po drugiej stronie ulicy idzie piękna, młoda kobieta)

Tim:
Nie powiem, nie powiem.. Nie wypuszczałbym jej tydzień z łóżka he, he.

Samuel:
Święte słowa stary.

Harvey: (przygląda się dłużej panience)
Kurwa mać, kurwa żesz twa mać…

Tim:
Człowieku, spokojnie. Rozumiem, że to niezła dupa, ale się aż tak nie podniecaj.

Harvey:
Nie o to chodzi idioto.

Tim:
To o co?

Harvey:
Już wiem gdzie widziałem tego jebanego Olivieirę…

Tim:
Gdzie?

Harvey:
To było z dwa tygodnie temu w barze pod „Nastukanym dzięciołem”. Był tam z laską, to była chyba jego dziewczyna. Wyszedł gdzieś w trakcie, dziewczyna została sama…

Samuel:
I Ty że zacząłeś ją podrywać.

Harvey:
A co miałem zrobić? Założę się, że zrobiłbyś to samo na moim miejscu jakbyś ją tylko zobaczył. Mówię wam, ta laska co tam poszła to przy niej wysiada. Kurwa, miałem chyba w portfelu gdzieś jej numer… (sięga do kieszeni)

Samuel:
Pierdol to, później poszukasz, mów co dalej było.

Harvey:
Ech, no więc, laska była zajebista i wszystko szło naprawdę dobrze dopóki nie wrócił ten kutas Michael i zobaczył co się święci. Zaraz zaczął się przypieprzać do tej dziewczyny, do mnie zresztą też, zrobił się sajgon, musiała wkroczyć ochrona.. Gdybym się wcześniej nie zmył pewnie leżałbym w grobie zamiast niego. Kurwa, jak dobrze, że zakopaliśmy tego śmiecia.

Tim:
A co z laską?

Harvey:
W klubie bywam dosyć często ale dałem sobie z nią spokój, nie szukam kłopotów, a wyglądało na to, że on nie zna granic..

Samuel:
Myślisz, że to dlatego do nas wparował? Przez to, że podrywałeś jego dupę? Przecież z tego co mówisz to było już jakiś czas temu. Rozumiem, że można być zaborczym, ale żeby aż tak.. To raczej niemożliwe.

Harvey:
Po wczorajszym, ‘niemożliwe’ dla mnie nie istnieje. To jakaś, kurwa, iluzja. Zresztą, możliwe czy nie, jeden chuj! Chuj, który przybierze wielkie rozmiary jeśli stary de Olivieira zacznie szukać swojego syna i znajdzie jakiś związek ze mną. Przecież całe zajście widziało mnóstwo osób. Kurwa, iście murzyński chuj! Dosłownie bigas dickas! (Tim i Harvey patrzą na kolegę z dziwnym wyrazem twarzy. Harvey zaczyna przeszukiwać portfel)
Kurwa, gdzie ja miałem ten numer…

Tim:
Człowieku, co Tobie?

Harvey:
Michaela już nie ma więc pomyślałem, że w sumie mógłbym…

Tim:
Nie to! Co Tobie z tym czarnym chujem?

Harvey:
No wiesz, jeśli…


(W połowie zdania, obok chodnika, zatrzymują się nagle dwa samochody i wysiada z nich kilku gości z broni. Kolesie stają jak wryci.)

Samuel:
Kurwa, co tym razem?

Gangsta:
Zamknij ryj i wsiadajcie do samochodu! (Przystawia broń do głowy Samuela)

Samuel:
Ok., ok.! Tylko spokojnie…

(Tim, Harvey i Samuel wsiadają do samochodu i odjeżdżają)


SCENA 20:
(Widzimy wnętrze samochodu, na tylnym siedzeniu siedzi trójka kolesi, z przodu siedzi dwóch gangsterów, jeden prowadzi, a drugi jest odwrócony do tyłu i trzyma w ręku broń)

(Radio, w tle: "Policja już od kilkunastu dni poszukuje mordercy Salasa Zamorano, pseudonim "Platon", znalezionego martwego w spiżarnii klubu "Pod nastukanym dzięciołem". Zamorano był podejrzany o współpracę m.in. z kartelami narkotykowymi i...". Pstryk. Stacja zostaje przełączona)

Johnny: (kierujący)
Bez fałszywych ruchów bo Taco przerobi was na.. na… na… kurwa no! Po prostu bez fałszywych ruchów!

Samuel:
Taco to twoja ksywka?

Taco: (facet z bronią)
Noo.

Samuel:
Musisz to często jeść, co?

Taco:
Sugerujesz, że jestem gruby?

(Taco ma oczywiście sporą nadwagę Wink )

Samuel:
Nie, nie, absolutnie. Po prostu chodzi mi o to że lubię Taco, jest zajebiste… A lubisz burrito? Burrito też jest świetne.

Taco:
Uwielbiam jedno i drugie. Takie żarcie to coś co kocham.. Ameryka serwuje szajs, w Meksyku to jest dopiero prawdziwe jedzenie.

Samuel:
Ja też raczej unikam Fast-foodów. Chyba, że mam wielkiego pac-mana i nie chce mi się nic robić. Z reguły gotuję sobie sam. Ostatnio właśnie przyrządzałem enchiladesa. Meksykańska kuchnia – palce lizać.

Taco:
W takim razie powinieneś spróbować salsy.

Tim: (wtrąca się z dupy)
Taki taniec?

Taco:
Co!? Nie taniec, potrawa. Właściwie to czemu ja z wami gadam?! Zamknijcie japy bo dostaniecie salsę, tfuu, kulkę!

Harvey: (szeptem do Samuela)
Ucisz się bo będziemy zimni zanim dojedziemy tam gdzie jedziemy.

Samuel:
Kurwa, to nie ja wyskoczyłem z tą salsą jak jakaś kulinarna wydmuszka intelektualna. (ostatnie słowa mówi wyraźnie do Tima, patrząc nań wymownie)

Harvey:
Kurwa, mówiłem, że Quentino nas znajdzie i zabije, mówiłem!

Tim:
Wow, zatrudnij się w ASTRO TV jako wróżka Harvina.

Harvey: (zdaje się nie zwracać uwagi na słowa kolegi)
Ja to mam szczęście.. Dżizys kurwa, musiała mi się spodobać dziewczyna, której chłopak był gangsterem.

Tim:
Dobrze to ująłeś, był. Mam nadzieję, że przesłał nasze pozdrowienia robakom.

Samuel:
Stary, nawet mi tego nie przypominaj. Odcisków dostałem od pieprzonej łopaty. (Spogląda na swoje dłonie)

Tim:
Taa, prędzej od kręcenia batów. (śmieją się)

Johnny:
Ciszej tam z tyłu kurwa, nie mogę się skupić na prowadzeniu wozu.

Harvey: (do siebie, szeptem)
Ja pierdolę, dlaczego muszę żyć w tym pojebanych mieście pełnym meksykańskich gangsterów-idiotów…


SCENA 21:
(Jesteśmy w, tym samym co wcześniej, pokoju Quentino. Boss, tak jak poprzednio, patrzy w okno.)

Quentino:
Kurwa! (zwala doniczkę, która rozwala się na dywanie)

Benicio: (do siebie)
Deja vu.

Quentino:
Co?

Benicio:
Nic, senor.

Quentino: (po chwili)
Jedźcie już.

(Benicio zbiera się żeby wchodzić)

Quentino:
A, Benicio.

Benicio: (odwraca się)
Tak senor?

Quentino:
Powiedz Lasagnii żeby posprzątała ten syf.(spogląda na podłogę i rozsypaną koło jego nogi ziemię)

(Benicio kiwa głową i wychodzi, de Olivieira dalej wpatruje się w okno)


SCENA 22:
(Samochody z meksykanami i kolesiami dojeżdżają na miejsce i zatrzymują się przed magazynem, niemal takim samym jak we „Wściekłych psach” Tarantino)

Johnny:
Wysiadka.

Taco:
No już kurwa! Ruszać dupy!

(Tim, Samuel i Harvey wysiadają z wozu, z drugiego samochodu wychodzi reszta gangsterów)

Samuel: (przygląda się magazynowi)
O kurwa! „Wściekłe psy!”

Taco: (nieco przestraszony, rozgląda się na boki)
Co? Gdzie?

Samuel:
Nie, nic…

Taco: (przystawia Samuelowi gnata do głowy)
Uważaj kurwa bo zarobisz kulkę. To, że lubisz meksykańskie żarcie nie znaczy, że nie wylądujesz na cmentarzu.

Johnny:
Taco schowaj tę zabawkę, szef chciał ich widzieć żywych.

(Taco chowa broń, wszyscy wchodzą do magazynu)

Samuel: (rozgląda się po magazynie)
Ja pierdolę, „Wściekłe psy” jak nic.

Harvey:
Cicho, bo znowu ci się oberwie.

(Z bocznych drzwi wychodzi facet w eleganckim, białym garniturze. Jest w średnim wieku, ma czarne, gęste wąsy)

Harvey: (cicho)
To jest Quentino?

Tim:
Eee, chyba nie, z tego co wiem de Olivieira to starszy facet, trochę przy kości.

Harvey:
Kurwa, więc kto to jest?

Tim:
Nie wiem, wygląda zupełnie jak… Sanchez??


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Bush_Docta' dnia Pią 18:29, 20 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Czw 21:51, 03 Wrz 2009 Powrót do góry

SCENA 23:
(Meksykanie przeszukują dokładnie naszych bohaterów)

Tim:
O co tu chodzi?

Samuel:
Kurwa, jak u Lyncha..

Johnny: (do Sancheza)
Nie mają go.

Sanchez:
Witam szanownej młodzieży. Tacy młodzi, tacy utalentowani i perspektywiczni. Też kiedyś byłem taki, dlatego tym większa szkoda, że to się musi tak skończyć.

Tim: (do kumpli)
O czym on pierdoli?

Sanchez:
Siadajcie proszę. (wskazuje na trzy krzesła ustawione na środku magazynu, kolesie stoją niepewnie w bezruchu)

(Złowrogo) Nie zamierzam się powtarzać… (Tim, Harvey i Samuel siadają)
Wiecie kim jestem? (Chłopaki kiwają zaprzeczająco głowami). Szkoda, zaoszczędzilibyśmy trochę czasu. Jestem Nemezis. Jestem uosobieniem wszelkiej chujozy, antychrystem w ludzkim ciele. Jestem typem człowieka, którego nie chcesz wprawić w zły nastrój bo powiesz aniołkom w niebie, że ostatnią rzeczą którą widziałeś było zło absolutne. Jestem Sanchez. Jeśli słyszeliście o mnie wcześniej to być może ta cała gadka jest zbędna i wiecie, że mówię prawdę. Jeśli nie, to właśnie udzieliłem wam informacji z pierwszej ręki. Wiadomość z pewnego źródła, bez krzty przekłamania. Jednakże owa wiedza nie przyda wam się do niczego.
Będę mówił teraz krótko lecz treściwie. Zadam wam pytanie i oczekuję natychmiastowej odpowiedzi. Zrozumiano?
(Sanchez daje znak swoim ludziom, Meksykanie przywiązują kolesi do krzeseł na których siedzą)

Harvey:
O kurwa…

Sanchez:
Ty! (wskazuje na Samuela) Gdzie jest klucz?

Samuel: (patrzy z niedowierzaniem na Sancheza)
Co??
(Jeb! Sanchez wymierza Samuelowi cios prosto w nos)
Aaa!!

Sanchez:
Swędzi, nie? Taki cios rozpieprza cię całego. Pulsujący ból idzie z nosa prosto do mózgu i narasta. Masz wrażenie, że nigdy się nie skończy. Oczy zalewają się łzami. Z doświadczenia wiem, że to nic przyjemnego. Pytam jeszcze raz: Gdzie jest klucz?

Samuel:
Ale jaki klucz??
(Jeb! dostaje drugi cios, tym razem w szczękę)

Sanchez:
Zastanawiasz się czy szczęka jest na swoim miejscu. Dziwne uczucie, co? Czujesz, że warga zaczyna puchnąć, wydaje ci się, że jest już wielka jak balon. Nie lubię się powtarzać, a właśnie mnie do tego zmuszasz. Klucz. Gdzie go macie?

Samuel:
Nic nie wiem o żadnym kluczu!

(Jeb! Kolejny cios. Twarz Sama powoli zalewa się krwią)

Sanchez:
A może ty to lubisz, co? Może jesteś jednym z tych gości sado-maso, którym to sprawia przyjemność, hm?

Samuel:
Nie, nie jestem. (do Sancheza)
Jak koleś zaraz wyjmie brzytwę i puści Dylana to powiedzcie żebym nigdy więcej nie oglądał filmów Tarantino. (do kumpli)

Sanchez:
Co tam bredzisz, he? Zresztą, nieważne. To jak będzie, powiesz? (Jeb! Kolejny cios, tym razem w brzuch, Samuel wypluwa z siebie krew prosto na biały garnitur Sancheza) Kurwa, zafajdałeś mi nowiutki garniak tym syfem…

Samuel:
Wygląda na to, że źle dobiera pan ubiór do wykonywanej aktualnie czynności.

(Sanchez patrzy z niedowierzaniem. Jeb! Kolejny cios trafia ponownie w nos. Sam wyje z bólu)

Sanchez:
Wiesz, czemu twój nos wygląda jak Hiroszima? To przez twoje usta. (Samuel zdaje się nie wiedzieć o co chodzi Sanchezowi) Za dużo gadasz.
(Jeb! Samuel jest już półprzytomny)
Taco, pozwól.
(Taco podchodzi do Sancheza. Sanchez wyciera garnitur o koszulę Taco. Widać, że Taco nie jest zachwycony, ale cóż może zrobić, jest tylko podwładnym)

Harvey:
On naprawdę nic nie wie!

Sanchez:
Zamknij się, z tobą porozmawiam później.
(Do Sama) To jak w końcu będzie, powiesz jebany gówniarzu? (Nastawia się do następnego ciosu) Powiesz kurwa?!

Samuel:
Dobra, dobra, spokojnie. Już mówię.

Sanchez:
Więc gdzie?

Samuel:
W dupie. Poważnie. Nie mam zielonego pojęcia jak się tam znalazł.

Sanchez:
Hah! Jak na młodziaka jesteś niezły pojeb. Szkoda, że pracujesz dla Quentino, chętnie bym cię widział u siebie.
(Sanchez patrzy na niego z ironicznym uśmiechem, po chwili jednak wyraz twarzy mu się zmienia, wyciąga pistolet i strzela Samuelowi w stopę)

Samuel:
Aaa!! Kurwa, człowieku!! AAaaAAAA!!!

Sanchez:
Nieważne jak odważny, lub raczej głupi, jesteś. Nie trawię gdy ktoś próbuje robić ze mnie idiotę… Zobaczymy czy twoi koledzy to takie same kozaki, wtedy na jednej stopie się nie skończy.

(Tim i Harvey wymieniają przerażone spojrzenia.)


SCENA 24:

Sanchez:
Może wy macie więcej rozumu niż wasz kolega, hm?

Tim:
Ale my nic nie wiemy, jaki klucz do cholery?!

Sanchez:
Taco, Johnny, zajmijcie się nimi.

(Sanchez odpala cygaro, Meksykanie podchodzą do kolesi)

Harvey: (do Taco)
Słuchaj, my naprawdę nie mamy pojęcia o żadnym kluczu. Jesteśmy przypadkowymi kolesiami.

Taco:
A mnie to gówno obchodzi, ja mam wam złoić dupę, co z chęcią teraz zrobię.

Harvey:
Sanchez! Nie pracujemy dla Quentino, w życiu nawet nie widzieliśmy go na oczy!

Sanchez:
Nie?

Harvey:
Nie. Przysięgam.

Sanchez:
Ty jesteś Harvey, prawda? Harvey Leibnitz.

Harvey:
Tak.

Sanchez:
Jesteś żydem?

Harvey:
Z pochodzenia. Nie praktykuję.

Sanchez:
Nie praktykujesz? Więc jeśli cię teraz zastrzelę nie ujrzysz w niebie swojego Jehowy?

Harvey:
Jahwe.

Sanchez:
Whatever. Posłuchaj obrzezany herbatniku. Pod twoim domem stoi samochód należący do Michaela de Olivieiry, syna Quentino de Olivieiry. De Olivieira to konkurencja i jak zapewne się domyślasz, nie przepadamy za sobą za bardzo. Michael ma klucz, który należy do mnie, i wiem, że spotkał się z wami. Jeśli nie macie tego klucza to wiecie gdzie jest. (Harvey chce coś powiedzieć, ale Sanchez ucisza go gestem „cii”). Dzisiaj zniszczono jeden z moich lokali, oczywiście zrobili to ludzie Quentino. Dziwnym trafem widziano was w restauracji po drugiej stronie ulicy gdy to miało miejsce. I ty chcesz mi powiedzieć, że nie macie nic wspólnego z De Olivieirą? Zróbcie im z dupy holocaust.

Harvey:
To wszystko nie tak.. Kurwa…
(Jeb! Taco i Johnny zaczynają okładać Tim i Harveya, po chwili obaj wyglądają tak jak Samuel i plują krwią. Bandziory przestają by odpocząć, Sanchez woła Taco do siebie)

Taco: (Zdyszany)
Uff… Albo są kurewsko twardzi, albo naprawdę nic nie wiedzą.

Sanchez:
Jeszcze nie było w mojej karierze takiego, który nic nie powiedział. Ci tutaj jeszcze nie poznali prawdziwego znaczenia słowa „tortury”. Powiedzą wszystko, nawet jeśli nie wiedzą nic. Poza tym, bawi mnie torturowanie ludzi. (uśmiecha się)

(W tym samym czasie rozmowa toczy się również między kolesiami)

Harvey:
Tffu, kurwa! Podobno człowiek może połknąć pół kwarty krwi zanim się rozchoruje.

Tim:
Skąd wiesz?

Harvey:
To było w jakimś filmie co oglądałem u Samuela.

Tim:
Dokumentalnym?

Harvey:
Nie, zwykłym.

Samuel: (półprzytomny)
„Fight Club”

Tim:
Co?

Samuel: (cedzi ledwo słowa)
Tytuł filmu. „Fight Club”.

Tim:
Aha. Ej, kurwa, a ile to jest w ogóle pół kwarty?

Taco:
Zamknąć się! (Tim znowu obrywa)

Sanchez:
Posłuchajcie, nie powiem żebym was lubił, ale nabrałem do was nieco szacunku. Dlatego złożę wam propozycję najlepszą jaką mogę. Nie będę kłamał, że wyjdziecie z tego żywi, bo nie wyjdziecie. Ale jeśli powiecie mi wszystko co wiecie, oszczędzę wam niesamowitych cierpień. W sumie jaki macie wybór, hm? Spójrzcie na sytuację, w której jesteście. Nie jest za ciekawa. Siedzicie mi w kieszeni, a jeśli nie zaakceptujecie mojej oferty, traficie z mojej kieszeni do kostnicy, tyle że będzie to bardzo długa i męcząca podróż.

(Johnny podaje szefowi palnik acetylenowo-tlenowy. Samuel widząc to traci przytomność. Obraz ściemnia się stopniowo)


SCENA 25:
(Harvey wchodzi do lokalu „Pod nastukanym dzięciołem”. W tle leci „You should be dancing” grupy Bee Gees. Pub stylizowany jest na lata 70-te, z przyciemnionymi światłami, głębokimi kanapami pod ścianami i szklaną kulą nad parkietem. Harvey wolnym krokiem zmierza w kierunku baru i siada na stołku)

Harvey: (do barmana)
Siema. Jak leci?

Barman Joey:
No cześć. W porządku. Co będzie?

Harvey:
Daj mi screwdrivera i cheeseburgera z podwójnym serem.

Barman Joey:
Ok. (Krzyczy w kierunku zaplecza…) Cheeseburger z podwójnym raz! (…i zabiera się do przygotowania drinka)

Harvey: (rozgląda się chwilę po lokalu)
Widzę, że sporo świeżego towaru.

Barman Joey:
He, he. No wiesz, młodzież szybko dorasta.

Harvey:
Wiesz co jest najlepsze w licealistkach? Ja się starzeję, a one zostają takie same.
(Śmieją się. Po chwili do Harveya podchodzi atrakcyjna kobieta z drinkiem w dłoni)

Kobieta:
Hej. Mam takie pytanie, nie znacie niejakiego Platona? Wysoki, szczupły, około 30 lat, krótkie ciemne włosy.

(Barman i Harvey patrzą po sobie, widać, że nie mają pojęcia o kogo chodzi)

Barman Joey:
Ja tu jestem w miarę nowy. Może spytaj po drugiej stronie baru.

Kobieta:
Ok. Na razie. (Odchodzi)

Harvey:
Widziałeś jakiego drinka miała w ręce?

Barman Joey:
To mi wyglądało na „białego Rosjanina”, a co?

Harvey:
Przygotuj mi jednego. Po co ci licealistki skoro taka laska sama do ciebie zagaduje?

(Po chwili Joey podaje oba drinki, Harvey bierze je i zmierza do siedzącej nieopodal nieznajomej)

Harvey:
Hej, nie zdążyłem się nawet przedstawić. Jestem Harvey.

Kobieta: (beznamiętnie)
Donna.

Harvey:
Szukasz Platona, tak? To twój chłopak?

Donna: (wrogo)
Nie twój interes.

Harvey:
W sumie racja. Przyniosłem ci drinka, może masz ochotę?

Donna: (ironicznie)
Nie, dzięki, mam swojego.

Harvey:
Chyba często tu nie bywasz, nigdy wcześniej cię nie widziałem.

Donna:
Słuchaj, pytałam tylko czy nie znasz Platona. Jeśli go nie znasz nie jesteś mi do niczego potrzebny. A ty zachowujesz się jak typ, dla którego ‘spierdalaj’ oznacza komplement.

Harvey:
Spokojnie bejbe, nie ma się co bulwersować. Chciałem ci tylko postawić drinka.

(Donna bierze z ręki Harveya „białego Rosjanina” i wypija go jednym haustem, to samo robi z jego ‘screwdriverem’. Harvey nie rozumie za bardzo co się dzieje)

Donna:
A teraz spierdalaj.. (wyjmuje nóż, który miała schowany przy bucie) Albo potnę cię tak że będziesz bezużyteczny dla kobiet… już na zawsze.

(Harvey odchodzi zdumiony i wystraszony. Siada z powrotem naprzeciwko Joey’go.)

Barman Joey:
He, he. Chyba nie poszło za dobrze.

Harvey:
Kurwa, lubię ostre dziewczyny ale to przeszło moje pojęcie. Heh, zrób mi jeszcze jednego ‘screwdrivera’.

(Moment później drink dołącza do czekającego wcześniej cheeseburgera. Harvey kładzie na stole banknot, zabiera swoją ‘kolację’ i usadawia przy stoliku z kanapą. Dwa stoliki obok widzimy kłócącą się parę, która zwraca uwagę Harveya. Jest to znajomy nam Michael de Olivieira ze swoją dziewczyną, Michelle)

Michael:
Nie mam ochoty tego słuchać!

Michelle:
Ale Michael…

Michael: (patrzy na zegarek ignorując słowa Michelle)
Słuchaj, muszę wypaść gdzieś na jakiś czas. Lepiej żebym nie widział cię z żadnym innym kolesiem jak wrócę.

Michelle:
Daj spokój.

Michael:
Zrozumiano? … Zrozumiano?? (Michael mówi głośniej i na dodatek grozi jej palcem)

Michelle:
Tak. Idź już bo się spóźnisz.

(Michael wychodzi z baru, Michelle zostaje sama przy stoliku. Harvey patrzy się na Michelle i po chwili podchodzi do jej stolika)

Harvey:
Wolne?

Michelle:
Proszę, siadaj. (Harvey siada)

Harveya:
Niezłego masz ochroniarza.

Michelle:
Tak, wiem, szkoda tylko, że ten ochroniarz jest jednocześnie moim chłopakiem.

Harvey:
I tak cię traktuje? Kurde, jest synem drwala czy co?

Michelle: (uśmiecha się)
Być może nie jesteś daleko od prawdy. Wolę nawet nie wnikać czym zajmuje się jego ojciec i on sam. Boże, z kim ja się związałam… (smutnieje)

Harvey:
Wiesz co poprawi ci humor? Kolorowy drink z parasolką. Co prawda to remedium na krótki dystans, ale czasem pomaga. Ja stawiam.

Michelle: (znowu się uśmiecha)
A wiesz, że właśnie miałam ochotę napić się czegoś mocniejszego.

(Harvey podchodzi do baru i zamawia drinka. Następuje wyciszenie, w tle tylko muzyka. Widzimy Harveya i Michelle rozmawiających, popijających drinki, śmiejących się. Czujemy upływający szybko czas. Muzyka cichnie wracamy do właściwej rzeczywistości)

Harvey: (Kontynuuje jakąś anegdotę)
…I wtedy mówię do niego: „onomatopeja, onomatopeja”.

(Michelle śmieje się w głos, Harvey jest również w świetnym humorze. Sielanka się jednak kończy bo nagle w kadrze pojawia się stojący nad nimi Michael)

Michael: (agresywnie)
Szukasz tu czegoś koleżko?

Michelle:
Michael, daj spokój…

Harvey:
Po pierwsze, nie jestem twoim koleżką. Po drugie, niczego nie szukam bo, prawdę mówiąc wszystko co potrzebne już tu jest. Muzyka, alkohol, piękna kobieta. (Posyła spojrzenie Michelle)

Michael: (wkurwiony)
Natychmiast spierdalaj bo inaczej pogadamy…

Michelle:
Proszę, przestań się wygłupiać..

Michael: (do Michelle)
A ty się nie odzywaj! Z tobą jeszcze później porozmawiam. Spierdalaj frajerze. (do Harveya)

Harvey: (parodiując meksykański akcent)
Spoko, już idę strączku łuskany.

(Michael rzuca się na Harveya, następuje szamotanina, która jest jednak dość szybko załagodzona przez ochronę. Harvey widząc, że już więcej tu nie osiągnie, spokojnie odchodzi. Michael patrzy za nim wzrokiem pełnym furii i nienawiści. Harvey kieruje się w stronę wyjścia i wychodzi z lokalu. Na zewnątrz Donna oparta o ścianę pali papierosa)

Donna:
Niezbyt udany podryw, co?

Harvey: (zaskoczony obecnością i pytaniem Donny)
Niecodziennie grożą mi nożem i chcą mnie zgnoić dwie różne osoby. Życie. Bywaj.
(Zaczyna iść w swoją stronę. Cięcie.)


SCENA 26:

Na dole napis: OKOŁO DWÓCH TYGODNI PÓŹNIEJ.
(Jesteśmy w pokoju Quentino, boss stoi, jak zwykle, przy oknie)

Quentino:
Benicio, idź po Michaela.

(Benicio wychodzi z pokoju i po chwili wraca z Michaelem de Olivieirą, synem Quentino. W tym czasie kiedy Quentino jest sam, nuci „Where the wild roses grow”)

Michael:
Chciałeś mnie widzieć ojcze?

Quentino:
Tak. Wiesz doskonale, że mamy porachunki z Sanchezem, robi mi ten skurwiel konkurencję, psuje interesy, nie mówiąc już o humorze.

Michael:
Tak, wiem, handluje koką, bronią i tym podobne rzeczy.

Quentino:
Właśnie, niedawno miał przejąć sporo tego.. Zresztą, nieważne, wezwałem cię bo chcę żebyś coś zrobił, musisz zdobyć pewien klucz, który mają ludzie Sancheza. Weź paru chłopców, Benicio później ci poda wszystkie szczegóły.

Michael:
Spox.

Quentino:
Michael.

Michael:
Tak ojcze?

Quentino:
Nie zawiedź mnie, powierzam ci ważną sprawę. Nie zawiedziesz mnie, prawda?

Michael:
Dobra, staruszku. Postaram się.
(wychodzi, w pokoju zostają starszy Olivieira i Benicio)

Quentino:
Jak myślisz, poradzi sobie?

Benicio:
Mam pewne wątpliwości co do tego, senor.

Quentino:
Ja też, ale nie może gówniarz cały czas się obijać i podrywać dup, pora żeby w końcu coś zrobił, osiągnął. Ja nie będę żył wiecznie, a ktoś musi przejąć interes. Ktoś odpowiedni. Ja w jego wieku latałem jak szalony, kradłem, handlowałem dragami i już sprzątałem, a ten, kurwa, nawet nie umie najprostszych spraw załatwić, ech… Idź mu podaj wszystkie szczegóły bo ja już nie mam na to siły.

Benicio:
Si, senor.
(Wychodzi z pokoju, Quentino znowu zaczyna nucić „Where the wild…”)


SCENA 27:
(Jest ciemno, wieczór. Pod motelem średniej klasy zatrzymuje się samochód. Wysiada z niego Michael de Olivieira, Luis, Carlos i jeszcze dwóch gangsterów. Otwierają bagażnik i każdy wyciąga sobie broń: uzi, shotguna itp.)

Michael:
Ok., każdy wie co ma robić?
(Gangsterzy kiwają potwierdzająco głowami)
Dobra, to do roboty. Raz kozie śmierć. (Odbezpiecza swoje uzi)

(Jesteśmy w pokoju hotelowym, trzech meksykańskich gangstas’ siedzi i zajada się hamburgerami)

Gangsta 1:
Dobre to amerykańskie żarcie, co?

Gangsta 2: (z pełną buzią)
No.

(Cut. Widzimy Michaela i pozostałych na korytarzu, podchodzących do drzwi pokoju)

Carlos: (szeptem)
Wchodzimy.

(Carlos strzela w zamek i otwiera kopem drzwi, faceci wchodzą do środka i słychać kolejne strzały. Słyszymy motyw gitarowy z „Du hast” Rammsteina. Tego co się dzieje w pokoju już nie widzimy. Kamera ustawiona jest na otwarte drzwi, które po chwili zabryzgują się krwią. Nagle pojawia się na nich dłoń jednego z gangsterów, który chciał uciec ale nie dał rady. Ręka zjeżdża w dół po drzwiach zostawiając czerwony ślad. Strzały ustają, ale hałas nie. Słychać odgłosy robionego w środku bałaganu)

Carlos:
Kurwa, gdzie to jest?

Michael:
Mam.
(Z pokoju wyłania się Michael trzymający małe pudełeczko. Otwiera je i wyjmuje z niego mały klucz na krótkim sznurku)
Bingo!
(Wkłada z powrotem klucz do pudełka, po czym chowa je w bocznej kieszeni spodni)
Wracajmy do lokalu ojca. Mamy tam spotkać się z Benicio. Poza tym, muszę się odświeżyć po tej jatce.

(Ściemnienie. Jesteśmy z powrotem przy restauracji, do której podjeżdża samochód. Wysiadają z niego ludzie de Olivieiry z Michaelem na czele i wchodzą do pubu „Pod nastukanym dzięciołem”. Luis, Carlos i reszta zajmują stolik, Michael idzie do łazienki)

Michael:
Idę do klopa.

(Jesteśmy z Michaelem w łazience. Widzimy jak przy zlewie usypuje sobie ścieżkę, prawdopodobnie kokainy, i wciąga ją nosem. Następnie przemywa twarz wodą. Widzimy grymas na jego twarzy. Zakręca wodę i zmierza w kierunku kabiny by się odlać. Naciska klamkę, ale drzwi są zamknięte)

Głos:
Zajęte. Ale właściwie już wychodzę.
(słychać głos spuszczanej wody, drzwi otwierają się i koleś, który wychodzi to… Harvey)

Harvey:
Śmiało. (zajęty zapinaniem opornego rozporka, nawet nie spojrzawszy na Michaela, wychodzi)

Michael:
Dzięki.

(Michael wchodzi do kabiny i zaczyna sikać. Widać ulgę na jego twarzy, jednak po chwili ulgę zastępuje olśnienie i szok. Pojawia się piszczący, pulsujący dźwięk, taki jak w „Kill Billu” gdy Beatrix Kiddo, grana przez Umę Thurman, spotykała swoje oprawczynie. Michael już w pełni świadomy kogo właśnie spotkał wybiega pośpiesznie z kabiny. Za chwilę widzimy jak Michael biegnie przez lokal w kierunku wyjścia, na jego drodze staje Luis)

Luis: (zatrzymuje go)
A ty gdzie? Mamy czekać na Benicio.

Michael:
Powiedz mu, że będę później. Teraz muszę coś załatwić.

Luis:
Chyba sobie żartujesz.

Michael: (łapie Luisa za fraki)
Nie, jestem kurwa śmiertelnie poważny. A teraz złaź mi z drogi! (odpycha go na bok i znowu zmierza pospiesznie do wyjścia)

Carlos:
Kurwa, a temu co?

Luis:
Nie mam pojęcia. Powiedział, że musi coś załatwić.

Carlos:
Niedobrze. Benicio nie będzie zachwycony… Chodźmy po whisky.

Luis:
Ok.

(Michael jest już na zewnątrz, rozgląda się zniecierpliwiony. W końcu dostrzega Harveya przy jednym z samochodów, rozmawiającego przez telefon.)

Harvey: (w oddali)
No siema, gdzie jesteście? (przerwa) Aha, spoko. Ja niedługo będę, właśnie wyszedłem z „Dzięcioła”. (przerwa) He, he, ok. To narka.

(Harvey wsiada do samochodu i odjeżdża. Michael robi to samo. Cięcie. Jesteśmy pod domem Harveya, na chodniku zatrzymuje się samochód, wysiadają z niego rozbawieni kolesie i wchodzą do mieszkania. Chwilę później po drugiej stronie ulicy parkuje swoje auto Michael, chwilę czeka by upewnić się, że Harvey zostanie na dobre tam gdzie właśnie się znajduje. Po paru minutach czekania Michael wyjmuje ze schowka pistolet, rozgląda się czy na ulicy wokół nikogo nie ma, wychodzi z wozu i dzwoni do drzwi Harveya)

Harvey:
Kto tam?

Michael:
Pizza.

Harvey:
Już, chwila.

(Cięcie)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Bush_Docta' dnia Pią 15:33, 04 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Bush_Docta'
Filolog



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)

PostWysłany: Pią 15:35, 04 Wrz 2009 Powrót do góry

SCENA 28:
(Powrót do magazynu, Sanchez odpala palnik)

Sanchez:
Ostatnia szansa. Jak będzie?

Tim:
Dobra, dobra, już wszystko mówię.

Sanchez:
Słuchamy.

Tim:
Mogę wcześniej prosić o papierosa?

Sanchez: (do Taco)
Daj mu.
(Taco częstuje Tima papierosem, Tim chce wyciągnąć rękę, ale jest przywiązany)
Kurwa, rozwiąż go wcześniej.
(Taco rozwiązuje Tima i ten dostaje swojego papierosa)

Tim:
Dzięki. Macie ognia? (reflektuje się) Spoko, nie trudźcie się, chyba mam. (wyjmuje z kieszeni pudełko zapałek i odpala szluga po czym zaciąga się nim łapczywie)

Sanchez:
Więc?

Tim:
To było wczoraj, byliśmy we trójkę w barze posiedzieć, wypić piwo, potem poszliśmy do domu Harveya, piliśmy dalej browar i paliliśmy jeszcze gandzię. Słuchaliśmy Marleya, kiedy do domu zadzwonił koleś z pizzą. Ale to nie był koleś z pizzą, nawet nie zamawialiśmy pizzy, mieliśmy co prawda zamiar, ale..

Sanchez:
Kurwa, do rzeczy.

Tim: (zaciąga się papierosem)
No więc, ten koleś nie przyniósł pizzy, tylko wpadł do mieszkania z giwerą i chciał nas powystrzelać. Jakoś daliśmy mu radę i Samuel, ten któremu strzeliłeś w stopę, rozwalił mu łeb, to znaczy, nie rozwalił tylko zrobił dziurę w czole.
(Sanchez słucha z zaciekawieniem)
Nie mamy nic wspólnego z gangsterką, bronią i tym podobnymi sprawami, ale ten koleś ewidentnie chciał nas zabić i w obronie własnej sam został zabity.
Potem musieliśmy się pozbyć trupa więc pojechaliśmy do lasu go zakopać. Później okazało się, że to Michael de Oliviera, syn Quentino de Olivieiry.

Sanchez:
?

Tim:
Tak, tak. Mój nieprzytomny tu kolega, zastrzelił synka twojego największego wroga.

Taco:
Skoro nie mieliście z nim nic wspólnego skąd wiecie, że to on? Może miał dane osobowe wytatuowane na czole? Ha, ha!

Tim: (spokojnie)
Nie, zanim wsadziliśmy go do ziemi obszukaliśmy go. Miał przy sobie dowód osobisty, stąd wiem. Nie wiem kurwa czemu go wziął, miał i już! Obszukując go znalazłem też w jednej z jego kieszeni jakiś klucz w pudełeczku. Zapewne to o ten wam chodzi.

Sanchez:
I gdzie go masz?

Tim:
Schowałem go z powrotem do jego kieszeni. Po chuj mi jakiś klucz, chuj wie do czego? Jest teraz razem z Michaelem, pod ziemią.

Sanchez: (uśmiecha się szeroko, wygląda na szczerze rozbawionego)
Ha, ha, ha. Uwielbiam tego gościa ha, ha. Genialna historia, ha, ha.
(poważnieje) Taco, rozwal go.
Ha, przypadkowi kolesie zakopali Michaela de Olivieirę w lesie. Który niby dostarczał im pizzę. Nie mogę, haha!

Tim: (zrezygnowany)
Chwila, mogę mieć ostatnie życzenie przed śmiercią?

Sanchez:
Niech ci będzie, rozbawiłeś mnie do łez. Jakie?

Tim: (zaciąga się fajką)
Kiedy umrę zakopcie mnie do góry nogami, żebyście mogli mnie pocałować prosto w moją bladą dupę.

Sanchez: (wkurwiony)
Pozbądź się tego śmiecia.

Taco:
Myślałem, że nigdy się nie doczekam.

(Taco mierzy do Tima)


SCENA 29:
(Taco zaraz zabije Tima. Zbliżenie na psychopatyczną minę Taco. Zbliżenie na zakrwawioną twarz Tima. Zbliżenie na palec Taco odbezpieczający pistolet. Nagle… JEBUT!!! Słychać wybuch, z drzwi do magazynu zostały tylko wióry. Zaraz po wybuchu rozlegają się strzały. Jak się okazuje to ludzie Quentino, z Benicio na czele)

Harvey:
Kurwa!!

(Rozpoczyna się strzelanina, Sanchez i jego ludzie chowają się za skrzyniami w magazynie, mafia Quentino strzela zza resztek drzwi. Trzej kolesie siedzą na krzesłach, na środku magazynu, zaraz obok rozgrywającej się strzelaniny)

Samuel: (przytomnieje)
Co się dzieje?!

Tim:
Strzelają!

Samuel:
To akurat słyszę!

Tim:
Wygląda na to, że to ludzie Quentino uratowali mi dupę!

Harvey:
Nie ciesz się za wcześnie, siedzimy tu jak na jebanej strzelnicy, w dodatku przywiązani do krzeseł! (kula przelatuje obok głowy Harveya)
Kurwa! Nie chcę umierać na krześle w jakimś pierdolonym magazynie! Zawsze chciałem umrzeć z browarem w ręku i laską obok, a nie tak. (przewraca się z krzesłem na ziemię) Tim, odwiąż nas!

(Tim kończy rozwiązywać Samuela)

Tim:
Staram się!

Harvey:
Szybciej!

Tim:
Nie poganiaj mnie jeszcze bardziej, bo się stresuję! A jak się stresuję nie mogę się skupić!
(Samuel jest wolny, Tim zabiera się za więzy Harveya.)

Harvey:
Samuel spierdalamy!

(Kolesie uciekają za jedną ze skrzyń po drugiej stronie magazynu, Samuel biegnie utykając. Strzelanina trwa dalej, są ofiary po obu stronach, ludzie Quentino uzyskują przewagę)

Sanchez:
Wycofujemy się!

(Sanchez wraz z resztą gangsterów wycofuje się i ucieka tylnymi drzwiami. Taco podczas ucieczki zostaje postrzelony i pada na ziemię)

Samuel: (podnosi się z ziemi)
Dobra, ja lecę.

Harvey:
Pojebało cię? Gdzie?!

Samuel:
Muszę coś załatwić.

(Samuel przebiega szybko na drugą stronę magazynu, po drodze zabiera broń jednemu z martwych gangsterów. Taco ranny czołga się w stronę wyjścia)

Samuel:
Hej kutasie!

(Taco odwraca głowę i spogląda z trwogą na Samuela)

Dzięki za tę radę z salsą, na pewno spróbuję przy najbliższej okazji. Ale tobie chyba już nie będzie dane. Cytując ciebie samego: to że lubisz meksykańskie żarcie nie znaczy, że nie wylądujesz na cmentarzu, prawda?

Taco:
Litości…

Samuel:
Przed chwilą sprzątnąłbyś wszystkich nas bez mrugnięcia okiem. I pewnie bylibyśmy tylko jednymi z wielu których zabiłeś czerpiąc z tego satysfakcję. A teraz prosisz o litość? (Taco nie wie co odpowiedzieć, patrzy tylko zatrwożonym wzrokiem.)
Czytujesz Biblię Taco? Zacytuję ci pewien fragment, pasuje do sytuacji. „PIERWSZA KSIĘGA SAMUELA, 15:3, "Pan wysłał cię w drogę i nakazał: Obłożysz klątwą występnych wrogów swych, będziesz z nimi walczył, aż ich zniszczysz. Więc idź teraz i pobij go, i wytęp jako obłożonego klątwą jego i wszystko, co do niego należy i nie lituj się nad nim!”

(Samuel pakuje kilka kul w Taco, meksykanin jest martwy)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)